Dzisiaj wolne, bo z jakiegoś powodu Wielka Brytania tak wymyśliła. Ale nie narzekam. Dni do egzaminów można policzyć na palcach dwóch rąk, i choć to nadal więcej, niż kilka, mimo wszystko jest to demotywująco blisko. Ale, żeby nie truć o tym, na co się wpływu i tak nie ma, napomknę jedynie o ostatnich dniach.
Piątek - zaczynamy rządy Kapitana!
Po pierwsze, dzień bez mundurka.
Po drugie, zabraliśmy się za planowanie Dnia Sportu, który dla roku 11 - 13 odbędzie się we wtorek. Ja mam reprezentować swoich na 1500 metrów, więc trzymajcie kciuki. :) Poza tym, otrzymałam bardzo fajną przypinkę do mundurka z napisem "House Captain" i z racji, że poprzedniej Kapitan podziękowano za współpracę, jeden kolega i ja już oficjalnie zaczęliśmy swe rządy.
Po trzecie, odebrałam też dyplom za zdanie teorii muzyki, więc można już definitywnie zostawić za sobą nużące transpozycje czy inne kompozycje. Zabawnym elementem tej historii jest to, że jak mnie wyczytali na apelu po odbiór certyfikatu, siedziałam akurat w środku auli, otoczona ludźmi ze wszystkich stron i tak, musiałam się dwukrotnie przepychać. W całym tym zamieszaniu zgubiłam buta i w końcu wszyscy, nawet dyrektor, nauczyciele i ja, zaczęli się śmiać.
Niedziela - Komunia w Anglii!
Wczoraj była I-sza Komunia w parafii, do której tutaj jeździmy.
W sumie też wyglądała nieco inaczej, niż w naszym kraju. Dzieci, jak w Polsce dawniej, miały sukienki i garnitury w zależności od płci, a poza tym siedziały z rodzicami, nie były wyszkolone, trochę przeszkadzały, a już sama ich Komunia też tak bardzo "ich" nie była, bo podchodziły otoczone krewnymi. Luz jest ok, ale chyba jednak jestem większą zwolenniczką polskich obyczajów i w tym zakresie. Choć trzeba przyznać, że splendor, jakim otoczone są takie uroczystości w naszym kraju, często bywa przesadny.
***
A teraz przedstawiam wyczekiwany, drugi z serii "emigracyjne", wywiad z Hanią Es.
Jest to blogerka, która kilka miesięcy temu pojawiła się w blogosferze, ale zupełnie nie przeszkadzało jej to w szybkim i efektywnym zgromadzeniu wielu czytelników. Poznajcie Hanię - charyzmatyczną, interesującą dziewczynę, która porusza istotne sprawy w sposób, który jednych irytuje, innym się podoba, ale na pewno wszystkich zmusza do myślenia. Wychowana w Gdyni, gdzie mieszkała najpierw z rodzicami, a później samodzielnie; obecnie studentka Politechniki Warszawskiej.
Skąd wziął się pomysł
dotyczący wyprowadzki z domu, a potem z rodzinnego miasta?
W liceum mieszkałam sama ze
względów logistycznych. Lekcje zaczynałam o 7.45, a treningi tańca czasem
trwały do 22. Droga z sali czy szkoły do domu rodziców zajmowała mi około dwóch
godzin, a miałam bardzo dużo na głowie - uczyłam się w bardzo dobrym liceum
(więc sporo nauki), dodatkowy francuski, codziennie tańce… rozsądniejsze było
wyprowadzenie się do centrum miasta.
A na studia wyjechałam z Gdyni do
Warszawy w zasadzie dlatego, że czułam, że muszę coś zmienić. Chciałam się
wyrwać, bo chociaż Trójmiasto jest cudowne, potrzebowałam czegoś innego.
Jak wspominasz początki samodzielnego
mieszkania?
W zasadzie to nie miało dla mnie
większego znaczenia, bo wracałam do domu tylko na noc. No ale największym
problemem było wstawanie - miałam świadomość, że już nie ma nikogo, kto będzie
krzyczał z kuchni, że zaraz się spóźnię i musiałam się sama popędzać. ;)
Czyli czego ogólnie nauczyło Cię mieszkanie
poza domem w czasach liceum?
Odpowiedzialności i dbania sama o
siebie. Na przykład - wiedziałam, że jak zasiedzę się dłużej przy komputerze,
to się nie wyśpię, a jak zaśpię, nikt mnie nigdzie nie podrzuci samochodem.
Czy była to duża zmiana w Twoim życiu?
Dopiero wyprowadzka do Warszawy
okazała się być prawdziwą zmianą w moim życiu. W Gdyni wciąż widziałam się
często z rodzicami, miałam ich zawsze pod ręką. Tu jest inaczej, jestem dorosła
(ale tylko trochę :)), sama o wszystko dbam i moje koło ratunkowe jest kilkaset
kilometrów dalej.
Jak często masz teraz możliwość powrotów do
domu?
Wracam raz na półtora miesiąca na
weekend.
Czy jest coś za czym
szczególnie tęsknisz, kiedy jesteś w Warszawie?
Nie coś, a ktoś - rodzina. Miejsc
i rzeczy może brakować, ale to ludzie są zawsze najważniejsi.
A jeśli chodzi o miejsca… Czy masz jakieś
takie, którego szczególnie Ci brakuje, gdy jesteś w Warszawie, a podczas pobytu
w domu kierujesz tam swoje pierwsze kroki?
Po pierwsze - morze! Jak
mieszkałam w Gdyni to go tak nie doceniałam, a teraz jak tylko wracam do
Trójmiasta, od razu idę na bulwar. No i jest też moja barierka nad rzeczką w
opuszczonym miejscu, daleko od cywilizacji, gdzie od dziecka przychodziłam by
posiedzieć i pomyśleć. Dalej tam chodzę i przypominam sobie, jak miałam siedem
lat i słuchałam ze swojej pierwszej empetrójki Dżemu. :)
Gdynia jest dużym
miastem. Czym Twoim zdaniem różni się ona od Warszawy?
Warszawa jest zupełnie inna.
Zupełnie rozczulają mnie takie pozornie drobne różnice jeśli chodzi o te
miasta. Na przykład to, że w stolicy wszyscy szybciej chodzą. Serio, po prostu
szybszym krokiem. Nawet jeśli nie chcesz, nieświadomie podporządkujesz się
tłumowi i zasuwasz nogami jak Kowalczyk po prochach. To można zauważyć
szczególnie wtedy, gdy się wysiądzie z autobusu w Trójmieście - nagle wszystko
jest w slow-motion! Poza tym Warszawa nigdy nie śpi, a przez obecność każdego
typu słoików okazuje się, że każdy mówi w innym polskim. Nie sądziłam, że nasz
język się aż tak różni w zależności od regionów!
Mówisz o tych
drobnych różnicach między Gdynią a Warszawą. Jeśli chodzi o język: czy Twoi
bliscy mieszkający w rodzinnym mieście stwierdzają, że mówisz w inny sposób,
innym dialektem? A może zaczęłaś widzieć jakieś szczególne cechy wymowy, na
które nie zwróciłaś uwagi wcześniej?
Nie, nie, ja nie mówię inaczej,
bo różnica jest raczej między śląskimi słoikami a Gdynią. Oni zaciągają, a poza
tym czasem na niektóre rzeczy mamy po prostu różne nazwy.
Jeśli chodzi o inne
cechy stolicy Polski, czy przyzwyczaiłaś się do niektórych z nich na tyle, żeby
tęsknić za nimi w domu?
Bardzo dziwi mnie, że w
Trójmieście nie ma ludzi. Jak przyjeżdżam to czuję się, jakby mieszkało tam
dziesięć osób! No i różnorodność, odmienność. W stolicy codziennie możesz
spotkać kogoś o innym kolorze skóry, z różowymi włosami albo oryginalnym
ubraniem i nikogo to nie dziwi, w Gdyni takie osoby nadal wzbudzają skrajne
emocje.
Mimo wszystko, wiele
osób dałoby się pokroić za to, żeby mieszkać nad morzem. :D A jeśli chodzi o
życie w Warszawie, czy i tam masz już jakieś "swoje" miejsca?
Prawda, sporo ludzi w stolicy
pyta mnie „co Ty, serio znad morza się wyniosłaś do Warszawy?! Źle Ci tam
było?”. Gdynia jest świetna, kocham to miasto, ale w Wawie jest zupełnie inny
klimat. I tak, tu też mam już swoje miejsca - dojeżdżam na rolkach do fajnego,
pustego brzegu nad Wisłą, siedzę, słucham muzyki i planuję. Uwielbiam też
Łazienki, często zabieram tam komputer i piszę. A na spacer zawsze Krakowskie
Przedmieście, jestem w nim totalnie zakochana.
A jakie były Twoje
początki? Łatwo było Ci się odnaleźć? Pod kątem poruszania się po mieście, ale
i znajomych?
Co prawda na początku miałam
problemy z metrem i innymi podziemiami (prawdopodobieństwo, że wyjdziesz dobrym
wyjściem na powierzchnię ziemi jest bliskie zeru. Zawsze), ale szybko się
przyzwyczaiłam. A co do znajomych - trochę miałam na skróty, bo przywiozłam ze
sobą przyjaciółki z liceum, ale niedługo zajęło mi poznanie super ludzi ze
studiów czy przez Internet.
A co do znajomych z Gdyni: utrzymujesz kontakt
z ludźmi? Czy to, że znajdujesz się w Warszawie zmieniło jakoś bardziej Twoje
życie towarzyskie?
Wyprowadzka zweryfikowała moje
znajomości, ale od początku wiedziałam, że tak będzie. Mam w Trójmieście
przyjaciółkę, z którą dorastałam i nasz kontakt w ogóle się nie zmienił, a z
najlepszymi koleżankami z liceum aktualnie mieszkam. :) Więcej mi nie potrzeba
- jeśli wracam na kilka dni, to nie chcę ich marnować na tych, z którymi mam
coraz gorszy kontakt. Wolę spędzić ten czas z rodziną.
No i jasne, że moje życie
towarzyskie się zmieniło – jak wspominałam wcześniej, poznałam w Warszawie
niesamowitych ludzi!
Czyli ogólnie, z
perspektywy czasu: czy uważasz, że doświadczenie samodzielnego mieszkania było
naprawdę dobrym doświadczeniem, które pomogło Ci w pewien sposób dojrzeć?
Jasne, że tak, ale daleka jestem od stwierdzenia, że ludzie po
gimnazjum powinni się wyprowadzać od rodziców.
A właśnie: jakie było
nastawienie Twojej rodziny do decyzji o wyborze studiów w Warszawie?
Nie próbowali mnie zatrzymywać i
popierali moje wybory. :)
Dziękuję za rozmowę!
No problem! Trzymaj się!
Chętnych na wywiady proszę o kontakt. :) Pozdrawiam i do wkrótce!
Ada Ty sie nigdy nie nauczysz chodzic bez gubienia butow...
OdpowiedzUsuńEj no, wypraszam sobie!
UsuńŚrednia jeden but zgubiony na wycieczkę, naprawdę nie jest taka wysoka, pff.