piątek, 4 grudnia 2015

Szkolne opowieści... Przedświąteczne przygotowania

Nadszedł grudzień, a więc wkrótce Boże Narodzenie! Z racji, że Polska coraz bliżej, odstawmy na bok miniony egzamin ze śpiewania, nadchodzący termin ostateczny oddania courseworka z historii nr 1 czy być-może-zapalenie gardła, jakie dostałam w mikołajkowym prezencie od losu i pogody. Pomówmy o tym, co dotyczy nas wszystkich, a więc przygotowaniach do Świąt, z naciskiem na te, jakie mają miejsce w tej szkole! 


Co się dzieje bliżej Świąt w okolicy? 

Odkąd przyjechałam tu w listopadzie, wszędzie wyczuwa się przedświąteczną gorączkę. Podobnie jak w Polsce, w sklepach i na budynkach pojawiają się świąteczne dekoracje. Można też kupić liczne powiązane z Bożym Narodzeniem gadżety.


Dosyć interesujące jest to, że sklepy i galerie handlowe, które w niedziele są zazwyczaj otwarte do 16:00, przedłużają godziny otwarcia aż do 19:00 czy 20;00, a na ulicach stoją kolędnicy śpiewający świąteczne piosenki, pastorałki i kolędy. 
Wielką atrakcję stanowią też reklamy supermarketów jak Sainsbury's czy domów handlowych jak John Lewis, które zazwyczaj są wyjątkowo wzruszające. 

Tegoroczna reklama Johna Lewisa: 


Zeszłoroczna z przepiękną piosenką "Real Love": 


Przepiękna reklama Sainsbury's nawiązująca do wydarzeń na froncie w 1914 roku:


Jak przygotowuje się szkoła? 

Początek listopada 
  • Zaczynają się próby chóru świątecznego, który podczas grudniowego występu w Katedrze połączonego z całą symboliczną celebracją nadchodzących Świąt (tzw. Carol Service), wykonuje zazwyczaj 2 piosenki. W działalność chóru zaangażowani są zarówno nauczyciele, jak i uczniowie, podzieleni na 3 - 4 głosy (sopran, alt, tenor, bas albo sopran, alt, głos męski).


  • Ćwiczenia rozpoczyna też zespół, który akompaniuje chórowi, solistom z podstawówki oraz wykonuje dwa własne utwory instrumentalne. 

piątek, 27 listopada 2015

Słów kilka na temat... Jakich potraw lepiej się wystrzegać w Wielkiej Brytanii?

I tak oto, przed nami ostatni post w listopadzie. Wiecie, co to oznacza? 
Tak! Nadchodzi grudzień, a więc... DOMDOMDOMDOMDOM! I Święta! I świąteczne wypieki! To dopiero coś. 
W szkole już stoją choinki; na jeden dzień spadł nawet śnieg, co spowodowało dreszczyk emocji pt. "czy ludzie jutro dojadą do szkoły, czy może zostanie ona zamknięta?". Chór kolędowy, którego jestem częścią, już od dłuższego czasu ma też próby. Ale, ale. To nie wszystko. Bo święta to dom, rodzina i inne kwestie, jakich tu brakuje. Dobre jedzenie, na przykład.
I tak, po postach o tym, jak żywi się typowy Anglik, jakie słodycze warto (lub nie)  zjeść i jak wygląda szkolne wyżywienie, czas na kilka słów o potrawach, których warto unikać w Wielkiej Brytanii. 


Jakich potraw lepiej się wystrzegać w Wielkiej Brytanii?  

Próbowałam tylko pierwszej z tych potraw, ale patrząc na skład pozostałych, raczej się nie skuszę.
A Ty?

1. Marmite
Legenda głosi, że jest to przewspaniałesuperowocudowne smarowidło do kanapek czy dodatek do zup. A więc zdecydowałam się raz tego spróbować. I NIGDY WIĘCEJ.

Ma to konsystencję pasty, ciemnobrązowy kolor i podejrzany zapach, a jako że jest to wyciąg drożdżowy powstający jako produkt uboczny procesu warzenia piwa, smakuje drożdżowo.
Nie, nie jak ciasto drożdżowe. Bardziej jak zwykłe drożdże. Albo sos sojowy. Albo drożdże z sosem sojowym.
Przy okazji może i warto spróbować, ale prawda jest taka: albo się to cudo kocha, albo się go nienawidzi.


2. Haggis
Typowo szkocki akcent, bo i specjał tejże kuchni.
Cóż to za cudo? Serce, płuca i wątroba owcy, zmiksowane z cebulą, mąką owsianą , tłuszczem i przyprawami, a potem radośnie zaszyte i duszone w owczym żołądku.
Podawane na ciepło, z ziemniaczkami. Mniam.


sobota, 21 listopada 2015

Szkolne opowieści... O tym, jak w Anglii wygląda wychowanie fizyczne

Mam ostatnio jakiś kryzys twórczy. No, dobra, może aż tak to nie, bo artykuły na MiM i nie tylko produkuję masowo, ale w kwestiach angielskich czasem kompletnie nie wiem, co powiedzieć, mimo że z miesiąc temu miałam pomysły na posty na następne pół roku. Teraz przed napisaniem czegokolwiek zastanawiam się, czy już o tym nie pisałam wcześniej, a że ostatnio pamięć mi szwankuje na tyle, że czasem zastanawiam się jak się nazywam albo w jakim języku mam teraz mówić, naprawdę przydałyby się jakieś informacje od Was. O czym chcecie przeczytać? Co pominęłam? Czego jest za mało?
Dawajcie znać, śmiało.

Ja natomiast zauważyłam poważne braki w temacie sportu. Okej, w FAQ można o tym sobie przeczytać to i owo, ale na dobrą sprawę nie poruszałam tego tematu tak dogłębnie, jak kwestii muzycznych. Jasne, może nie jestem jakoś bardzo zaangażowana w szablonowe zajęcia, ale, niemniej jednak, warto powiedzieć o tym co nieco, abyście też dowiedzieli się więcej o tym, co można robić, co ja robię i w ogóle jak to funkcjonuje. No i, przede wszystkim, jakie dyscypliny są najbardziej popularne i czy do końca to wygląda jak w Polsce pod tym względem.


Jakie są możliwości uprawiania sportu? 

1) P.E. (Physical Education)
Czyli po prostu wychowanie fizyczne. Młodsze roczniki wybierają sobie, co chcą robić w ramach tych lekcji, ale z grubsza wygląda to jak w Polsce, że w planie lekcyjnym widnieje parę godzin wuefu tygodniowo i coś tam się w tym czasie działa.
Jeśli chodzi o dwa najstarsze roczniki (Sixth Form, czyli te, które zdają już maturę), wygląda to trochę inaczej. P.E. można wybrać jako jeden ze swoich kilku przedmiotów i wtedy nie tylko jest się zobligowanym do regularnego uprawiania co najmniej dwóch sportów, ale też pisze się eseje, uczy się o wyżywieniu, analizuje się procesy zachodzące w organizmie podczas ruchu. Jest to jednak opcja dodatkowa, gdy P.E. zostało wybrane jako jeden z tych 4-5 przedmiotów, które zdaje się na maturze.
Natomiast, obowiązkowo...

sobota, 14 listopada 2015

Słów kilka na temat... Co Anglików zdumiewa w Polakach?

Gdy skończyłam ten post, okazało się, że jest dłuższy, niż zwykle. Zazwyczaj staram się zachowywać przeciętną długość, a tu nagle taki kwiatek. Trochę poskracałam. Post nadal za długi. I wiecie co? NIE ZAMIERZAM SKRACAĆ BARDZIEJ. Nie dlatego, że Was nie lubię, czy coś, ale dlatego, że dzień w dzień słyszę: "O, ale Ty długie eseje piszesz", "Limit słów w courseworku dwukrotnie przekroczony", "Po co komu praca na 5 stron, skoro można napisać na 2?". Nie wiem po co komu tyle tego, ale tak mam, tyle mówię, tyle piszę i to norma. A więc, na przekór światu, napisałam dzisiaj więcej. Mam nadzieję, że to Was nie zniechęci, a jeśli tak... Cóż, mój blog, mój świat, moje zasady.

Co tam słychać? 

Kolejny tydzień semestru upływa w miarę spokojnie. Ot, co: lekcje zaczynają się i kończą, przygotowania do egzaminu ze śpiewania na ostatni już 8 grade - w trakcie. Dużo pisania; próby chóru kolęd na koncert, który odbędzie się za 3 tygodnie. 
Z ciekawszych wydarzeń tygodnia: narobiłam sobie zakwasów nadgarstka po zaciętym meczu badmintona na wuefie. Dwie koleżanki Angielki i ja vs. dwoje Chińczyków. Nie wiadomo, kto wygrał, ale szanse były bardzo wyrównane. A zważywszy na to, że nasze starcie zaczęło się na samym początku lekcji i ciągnęło bite 50 minut, nie dziwi mnie nawet fakt, że skutki uboczne gry były odczuwalne jeszcze przez parę dni. Ale co tam, było super i wygląda na to, że nie tylko ja tak sądzę, więc tylko czekać na kolejne starcia tego typu! 

piątek, 6 listopada 2015

Szkolne opowieści... Co to jest halfterm, czyli czemu jestem w Polsce tak stosunkowo często?

Halfterm, halfterm i... Witamy ponownie w Anglii! I na blogu, oczywiście. 
Pierwszy tydzień nauki odbywał się praktycznie beze mnie, bo nie było dnia, żebym była na wszystkich lekcjach. A to jakieś testy, a to jakieś konkursy, a to uporczywy ból zębów zmuszający do pozostania w medycznym przez cały dzień... I tak oto, nadszedł pierwszy weekend po przyjeździe do Anglii. A wraz z jego początkiem, przerwa na kilka tygodni od pytania, które słyszę od angielskich kolegów i koleżanek za każdym razem po przyjeździe na Wyspy:

Jak było w Polsce? 
I wiecie co? 
Nie umiem na to odpowiedzieć. Bo, szczerze, co byście powiedzieli, gdy w taki szary, zwykły poniedziałek zachodzicie do szkoły, a tam znajomi podekscytowani pytają Was: "no i jak tam, jak było w domu?". No... Eee... W domu. No tak. No normalnie, a jak może być w domu? Przybyłam, pobyłam, wybyłam. Jak to zwykle bywa. 
A tu już głosy zawodu i rozczarowane miny. No bo jak to tak, być za granicą i nie mieć nic do opowiedzenia?! 
Tylko, uwaga, wróć, jest tu jeden problem, niepojęty dla lokalnych znajomych. Im się wydaje, że Polska jest zagranicą, odległym krajem. Tyle, że niezbyt. Bo z mojej perspektywy to dom, do którego się wraca, a te zagraniczne, Dzikie Zachody, to autentycznie, no właśnie, Dzikie  Zachody. Czasem nawet wyspiarskie. Czasem nawet zawierające dwa krany zamiast jednego i składające się ze szkół prywatnych położonych w jakiejś polnej głuszy. Bez aluzji, oczywiście. :D 

Ale, ponieważ dla nas zdumiewający są oni, a dla nich - my, patrząc na kulturę, jedzenie i różne inne zachowania (o tym już za tydzień), po wielu miesiącach opowiem Wam wreszcie, jak wygląda typowy halfterm. Bo to zagadnienie było traktowane tu po macoszemu, a stanowi lwią część mojego życia.

sobota, 10 października 2015

Szkolne opowieści... O rekrutacji na studia w UK + aktualności dnia codziennego

O rekrutacji na studia wspominałam mimochodem już wielokrotnie. Dziś, przeplatając informacje na jej temat wraz z tymi o życiu codziennym ostatnich tygodni, przedstawiam problem...

Rekrutacja na studia w Wielkiej Brytanii 

[Od razu uściślę: planuję też składać np. do Polski i nie robię z tego żadnej tajemnicy, tyle że średnio się orientuję jak miałoby to wyglądać. Nie znam do końca zasad polskiej rekrutacji na studia i choć to się najpewniej zmieni, póki co nie jestem w stanie porównać jej do brytyjskiej i odwrotnie.]

Jak?

Rekrutacja odbywa się za pomocą systemu UCAS (ang. Universities and Colleges Admissions Service).

Jeśli po gimnazjum składaliście do szkoły średniej za pomocą systemów elektronicznych... 
Łatwo Wam będzie to sobie wyobrazić. UCAS jest podobny. Dostajesz hasło, zakładasz konto jako część szkoły i podobnie jak w rekrutacji do szkoły średniej - wybierasz szkoły [uczelnie] i po części Ty, po części szkoła, uzupełniacie wszystkie informacje.

Jeśli nie chodziliście do gimnazjum i/lub nie używaliśmy nigdy takiego systemu... 
UCAS to system edukacji elektronicznej, gdzie trzeba zalogować się jako uczeń szkoły i uzupełniać po kolei dane z częściową pomocą szkoły, aby później wysłać swoją aplikację i starać się o przyjęcie na studia w Wielkiej Brytanii.

Jakie dane się dodaje? 
- Personalne (imię, nazwisko etc.).
- Wybory (5 wybranych uczelni i/lub kierunków).
- Edukacja (szkoły, do których się dotychczas chodziło i z których uzyskało się jakieś kwalifikacje; wyniki np. egzaminów gimnazjalnych; wszystkie dodatkowe certyfikaty).
- Zatrudnienie (o ile pracowało się gdzieś na stałe, dodaje się m.in. pracodawców, zawód).
- Statement (wielka atrakcja, o tym niżej).

niedziela, 4 października 2015

Słów kilka na temat... Londyn

Pierwsze dni października za nami, a więc lada dzień Polska. 
Ale zanim nastąpi ta dłuższa podróż, istotna jest rekrutacja na studia w Anglii, do której między innymi zamierzam składać. Kompletowanie dokumentów, pisanie Personal Statement (o tym, co to właściwie znaczy, będzie wkrótce) i wpisywanie różnych danych osobowych. Trochę papierkowej roboty, ale nie jest źle. Choć trzeba się wysilić. 
I tak właśnie, w ramach tego wysiłku, znalazłam się w Londynie, w okolicach którego zdawałam egzamin z angielskiego (wyniki z niego są potrzebne do aplikacji). 

Droga do Londynu 

Jak niektórzy z Was pewnie kojarzą, moja szkoła nie znajduje się w Londynie. Ba, nie znajduje się nawet w promieniu 100 km od Londynu. 
Dla wielu to na pewno dziwne, bo w Polsce szkoły osadza się raczej w miastach - zwłaszcza licea - ale Anglia pozostała wierna budowie rozłożystych placówek dokładnie w środku nigdzie.
Z tego powodu, gdy piątkowego popołudnia opuściłam szkołę celem dotarcia na dworzec kolejowy w Norwich, musiałam jak zwykle przejść kilka km pieszo, potem złapać podmiejski autobus z pobliskiej wsi, Chedgrave, do Norwich, a na koniec - przejść z dworca autobusowego na kolejowy. 
Fajną sprawą jest to, że o ile miasta te dzieli 190 km, to można pomiędzy nimi podróżować bezpośrednio. 
Serio, już na lotnisko Stansted Airport trudniej się dostać (przesiadka w Ely/Cambridge), niż do Londynu, jako że dworzec London Liverpool Street, gdzie zatrzymuje się pociąg z Norwich, znajduje się dokładnie w centrum miasta. 
I tak, jest Londyn, jest karta płatnicza w dłoni - można ruszać dalej.

piątek, 25 września 2015

Szkolne opowieści... O Domach, o tym, jak zostałam dyrygentem i o wygranym House Music

Jak wspominałam ostatnio, od początku roku szkolnego trwały przygotowania do jednego z większych konkursów, jakie mają miejsce w tej szkole, a mianowicie: House Music - zwanego czasem na tym blogu "Dniem Muzyki". I przy okazji opowieści na jego temat (odbył się 25.09), postanowiłam wyjaśnić dokładniej, czym właściwie są Domy i na czym to wszystko polega.

Czym są Domy? 

Jeśli oglądaliście lub/i czytaliście "Harry'ego Pottera"...

Jak pewnie pamiętacie, w świetnie ilustrującym to wszystko "Harrym Potterze" były 4 Domy: Gryffindor, Ravenclaw, Slytherin i Hufflepuff. Uczniowie byli przydzielani do jednego z nich na początku nauki w Hogwarcie przez Tiarę Przydziału, analizując dominujące u każdego  cechy charakteru. I tak, Gryfoni słynęli z odwagi, Krukoni (ci z Ravenclaw) - z mądrości, Ślizgoni (Slytherin) - z  ambicji, Puchoni (Hufflepuff) - z pracowitości. 
Każdy Dom miał swoją wydzieloną część zamku, z ukrytym wejściem. Uczniowie w tych Domach mieszkali; we własnym gronie odbywali też lekcje, jedli posiłki, spędzali czas wolny. Poza tym, między Domami w każdym roku szkolnym trwała rywalizacja ogólna o Puchar Domów oraz sportowa - o Puchar Quidditcha. 
I to jest ten moment, kiedy zaczynasz, drogi czytelniku sądzić, że Hogwart to nic innego, jak zwyczajna angielska szkoła prywatna z elementami magii. 
Bo w mojej angielskiej szkole też są Domy. Wprawdzie są one niezależne od  zdolności, cech charakterystycznych, internatu, posiłków czy lekcji, ale jedno jest takie same jak w Hogwarcie: rywalizacja. Zbieramy punkty za zachowanie (dodatnie i ujemne); za zwycięstwa w konkursach typu "House Music" (tu: Dzień Muzyki) czy "Sports Day" (tu: Dzień Sportu). Najlepszy dom wygrywa Puchar Domu. Jasne? Jak słońce! 

Jeśli nie oglądaliście ani nie czytaliście "Harry'ego Pottera"... 

sobota, 19 września 2015

Słów kilka na temat... Podróżowanie po Anglii, Oksford + mój plan lekcji

Zdałam sobie sprawę, że nie widzieliście jeszcze mojego tegorocznego planu lekcji. A, że przydałoby się to zmienić, oto on, w całej swojej planowo - lekcyjnej doskonałości:

Jak widzicie, z racji braku literatury, mam sporo okienek, które mogę przeznaczyć na zajmowanie się pozostałymi przedmiotami, oczywiście. :D
Tradycyjnie, nie mam lekcji z polskiego, a będę jedynie egzamin w czerwcu. 
Te okna, które ciągną się przez wszystkie dni tygodnia i są oznaczone po lewej tajemniczymi literami "AMB" i "LUN" oraz w połowie ucięty pasek "PMB" widoczny na dole to nic innego, jak przerwy - poranna (20 minut), na lunch (50 minut) oraz popołudniowa (20 minut). Poza nimi, jak już kiedyś wspominałam, mamy krótkie pięciominutówki na zmianę pracowni. 
PSHE to tak jakby wychowawcza; Games - wf, a Assembly/Tutorial to "Apel/Wychowawcza", co oznacza, że w zależności od kaprysu dyrekcji mamy jedno albo drugie. Czego nie wyjaśniłam dziś, objaśniałam rok temu, więc zajrzyjcie w razie czego tutaj

A dziś, o podróżach po Anglii. Tych indywidualnych; na wypadek, gdyby ktoś z Was postanowił kiedyś na własną rękę przemierzyć tę deszczową wyspę. 


piątek, 11 września 2015

Witam po wakacjach! Podsumowanie lipca i sierpnia + trochę o zmianach w Menu i nie tylko.

Witam serdecznie po wakacjach! 
Wiele osób zastanawiało się, czy żyję, czy nie rzuciłam bloga i czy w ogóle wyjeżdżam jeszcze do Anglii. Odpowiedź na te pytania brzmi: tak, tak i tak. Nowy rok szkolny, nowe teksty i nowe informacje. A to wszystko pod tym adresem i prosto z Anglii. Jesteście gotowi? 

Jak możecie zauważyć powyżej, w Menu pojawiły się nowe zakładki i linki. "Polecam" - blogi, strony i projekty, o których istnieniu warto wiedzieć. No i oczywiście, Ask.fm, który miał funkcjonować jedynie przez wakacje, ale z różnych powodów będzie wśród nas do odwołania. Możecie tam zadawać wszelkie pytania związane z Anglią i moim blogiem, jakie tylko przychodzą Wam do głowy. Taka dodatkowa droga komunikacji; zapraszam serdecznie. :)

Jeśli natomiast chodzi o aktualności...

Przyjazd do szkoły 


Dotarłam do szkoły w niedzielę. W sumie cała i zdrowa, choć co najmniej lekko zmęczona. Niby samolot odlatujący (dopiero) o 7:30 z lotniska położonego bliżej mojego domu, niż to z którego latam zazwyczaj, sprawił, że mogłam spać tamtej nocy o jakieś 1,5h dłużej niż zwykle, ale koniec końców, taki lot znacznie wydłużył moją typową podróż. Bowiem, po przespaniu całego lotu, wylądowaniu na London Heathrow, odnalezieniu dworca autobusowego przy Terminalu 2 i 3 oraz po złapaniu odpowiedniego autobusu, miałam przed sobą jeszcze 5h podróży. Nie 3h, jak wtedy, gdy jeździłam autobusem z London Stansted do Norwich. Nie 1,5h, jak wtedy, gdy podróżowałam pociągiem z przesiadką w Cambridge. 5 godzin w autobusie z torbami na kolanach. Auć.
Dobra, tak naprawdę nie było tak źle. Tak, przespałam 95% podróży. A gdy się obudziłam, już pod Norwich, pozostało mi tylko zrobić zakupy, dotoczyć się na postój taxi ze wszystkimi walizkami i stamtąd pognać pierwszą lepszą z nich do szkoły.
I tak też zrobiłam.

do zobaczenia wkrótce; lecimy; widać wybrzeże Anglii; Londyn x2; autobus. 

Po dwóch miesiącach i paru dniach, po różnych wakacyjnych przygodach i podróżach, z aparatem na zębach, bez ósemek, z umiejętnością prowadzenia samochodu, z nowymi zdjęciami do zawieszenia na szafie, z 30kg bagażu i dodatkową toną wspomnień, doświadczeń i planów, znalazłam się znowu w Anglii. Czy mądrzejsza? Bardziej szczęśliwa? Doświadczona? Dojrzała? Cóż. Czas pokaże.


Co nowego? 


Od razu rzuciło się w oczy sporo nowych twarzy. Szkoła bije swoje rekordy populacji uczniów, osiągając wynik około 500 osób w wieku od 10 do 18 lat. Nawet w internacie damskim to widać: pojawiło się kilka nowych dziewczyn na roku niżej, tj. 12. Męski - podobno znowu przepełniony, ale z racji, że jedyna "wtyka" w tamtych rejonach, tj. poprzedni stypendysta BAS  w mojej szkole, właśnie ją skończył, nie mam pojęcia, jak to tam teraz właściwie wygląda.
A ja, jako, że jestem jedyną osobą w damskim internacie na roku 13, otrzymałam dwuosobowy pokój, w którym mieszkam sama, a który jest mniej więcej trzy razy większy od poprzedniego. Czy wyobrażacie sobie posiadanie własnego biurka?!
Jasne, ja też. W domu takie miałam.
A tu, aż do tego roku, nie.
A teraz, jak już wreszcie dostałam biurko, to w pakiecie. I tak, mam nie jedno, a dwa ogromne biurka, co jest naprawdę super. Tak samo, jak fakt, że mój pokój ma korytarzyk, co sprawia, iż w nocy na korytarzu nie widać, iż w środku pali się światło. Oczywiście, jest to zbędne udogodnienie, jako że, jak pewnie wszyscy się domyślacie, punkt 22:30 gaszę światło i regulaminowo kładę się spać. Ale, gdyby kiedyś (oranyranyrany, nie!) przyszło mi do głowy zrobić coś nielegalnego typu: "pójść spać o 22:31", wreszcie mam tę możliwość bez opcji zostania przyłapanym. :D
I mam Narnię. Dla niewtajemniczonych: Narnia to taka kraina, do której w pierwszej części "Opowieści z Narnii" wchodziło się przez szafę. A w moim korytarzyku jest właśnie jakieś małe, tajemnicze pomieszczenie, które wygląda, jak stojąca trumna, gdzie...
No dobra, właśnie sobie strzeliłam samobója, opowiadając o stojących trumnach we własnym pokoju, znajdującym się w starej jak świat szkole. Ale na szczęście, jak Wam wspominałam, ZAWSZE chodzę spać o 22:30, więc chyba nic mi nie grozi. ;)

A oto mój nowy pokój:



Z nowości, o których już tylko wspomnę, pozostawiając ich rozwinięcie na następne posty:
- szykujemy się  na Dzień Muzyki i znowu za tym biegam jako Kapitan Domu;
- właśnie zaczęłam na poważnie swoją zabawę z rekrutacją na studia, trzymajcie kciuki!
- po wynikach egzaminów rzuciłam literaturę angielską...
- ...i robię obecnie na poziomie rozszerzonym (A2): historię, matematykę, Business Studies, a także podchodzę w czerwcu do egzaminu z polskiego;
- zaczęłam też przyspieszony kurs ekonomii na poziomie podstawowym (czyli mam lekcje z rokiem 12), celem sprawdzenia, czy na pewno chcę to studiować.

Ale o tym kiedy indziej. Bo dzisiaj, abyśmy na chwilę zapomnieli o tym, że przed nami kolejny rok szkolny, a jestem już taka stara, że mój rocznik kończy szkołę, ma studniówkę (na którą, oczywiście, się wybieram we własnej osobie :)) i w ogóle, pisze maturę, przed nami...


Fotograficzne podsumowanie lipca i sierpnia 2015r.:  


Podróże bliższe i dalsze: 

...Czyli Warszawa, Częstochowa, mój piękny powiat, Lublin:
Warszawa; ciągnikiem w świat!; rowerem w świat!; Częstochowa;
Warszawa; Lublin x5; powiatowo; Lublin; powiatowo; Lublin; przed siebie w trasę :D

Berlin: 

piętrowy Kaufland; Curry 36 - najbardziej znany Currywurst w Berlinie; Berlin nocą; Alexanderplatz;
Muzeum Żydowskie; panda w Muzeum Historii Naturalnej; tradycyjne stroje w wersji niecodziennej;
Wieża Telewizyjna z Hotelu Park Inn; truskawski sprzedawane na dworcu; Brama Brandenburska; Wieża Telewizyjna nocą;
dinozaur w Muzeum Historii Naturalnej; Polski Bus - tj. nasz środek transportu; Katedra Berlińska; napis Berlin;
Currywurst z Curry 36 wraz z frytkami.


 Wakacyjne wypieki i inne smaki lata: 

blok czekoladowy w przygotowaniu; lubelskie wypieki drożdżowe; śniadanie pt. "nie mam zębów",
czyli po aparacie; największe drożdżowe, jakie w życiu zrobiłam; sernik na zimno; drożdżówki ciąg dalszy;
berlińskie pączki; słynny Gemuse Kebab; desery lodowe z mojego miasta; Snickers Brownies;
ciasteczka z m&m'sami w przygotowaniu; lubelskie drożdżówki cz. 2; ciastka orzechowe;
słodka jak ulepek kawa z Samorządówki w moim liceum; zupa krem pt. "brak zębów", tradycyjna pizza hawajska z pieczarkami.


No i pozostałe aktywności, które składały się na tamte wakacje: 

różne wyprawy; praktyczna część kursu na prawo jazdy; artystyczne ujęcia;
spotkania z przyjaciółmi i innymi ludźmi wartymi tego, by poświęcić im czas; wschody słońca;
walka z za ciężkimi walizkami; rolki; robienie prezentu na 18-stkę; odwiedziny na Okęciu po latach nieobecności. 

I tak to właśnie było; najbardziej komiczne i zaskakujące wakacje mojego dotychczasowego życia. :D
Ale cóż, niczego nie żałujmy, nie zapominajmy, a przede wszystkim, pamiętajmy, że co by nie było, i tak wszystko zawsze się można wyjaśnić i naprawić, ze złego czyniąc dobre. :)
I z tą właśnie myślą, jeszcze raz oficjalnie pozwolę sobie otworzyć nowy rok szkolny (dla mnie już ostatni) na tym blogu!
Pozdrawiam serdecznie i do wkrótce! 

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Podsumowanie czerwca + Ask.fm; o wyjeździe do Cambridge i planach na wakacje.

Ten post piszę trochę wbrew zasadom, bo bynajmniej nie jestem w Anglii, ale z racji tego, że przed nami ponad dwa miesiące przerwy, wypada mi się z Wami jakoś porządnie rozstać.

I tak, jako że mam w planach rozszerzenie działalności, otwieram blogowego Wakacyjnego Ask.fm:


Możecie tu zadawać (anonimowo) pytania o wyjazd, stypendium i tak dalej, i tak dalej. Najciekawsze pytania prawdopodobnie znajdą się wkrótce w FAQ, a odpowiedzi na nie będą służyły pomocą następnym pokoleniom.

Drugi projekt, który właśnie rozkręcam, zadebiutuje prawdopodobnie na Ask.fm, a z blogiem zostanie połączony dopiero we wrześniu, tak więc polecam zaglądać na wspomnianego Ask.fm. :)

***
Ostatni tydzień był w moim odczuciu bezsensowny, bo wyglądał tak, jak  te czerwcowe lekcje w polskich szkołach, już po wystawieniu ocen. Chodzisz, siedzisz, czasem oglądasz film luźno (albo nawet wcale) powiązany z tym, co dotąd przerabialiście. Niby czegoś tam Cię uczą, ale tak naprawdę tylko obijasz się po kątach. W Anglii było to samo. Na matematyce coś się liczyło albo i nie, na biznes nauczyciele nie docierali, a na historii niby mówiliśmy o 13. poprawce do konstytucji, a w rzeczywistości 10 minut po rozpoczęciu zajęć już wszyscy dyskutowali o przyszłych kwalifikacjach do szkolnej reprezentacji rugby. Rany. 
Z ciekawszych rzeczy, w poniedziałek udało nam się przymusić dziewczynkę lat 12, żeby została reprezentantem mojego Domu jako solistka juniorów we wrześniowym konkursie. Zaczęłam też courseworka z historii. W czwartek rano miałam egzamin ze śpiewania, grade 7, który nie był taki zły, a potem, po przeprawie z pakowaniem, pojechałam do domu. I pod kątem widoków był to najpiękniejszy lot mojego życia, co zdjęcia, niestety, wyrażają tylko połowicznie:

lecimy na chmurach x3, zachód słońca x2, wylatujemy z chmury;
widać Wisłę i ląd między chmurami x3. 

A dwa dni wcześniej, we wtorek, z nudów pojechałam do Cambridge.

sobota, 20 czerwca 2015

Szkolne opowieści... O testach w stylu: "na jaki kierunek studiów pasujesz". Postanowienia czerwcowe.

I tak, ostatni w tym roku szkolnym tydzień, który spędzę w Anglii w 100%, powoli dobiega końca. Był on pełen załatwiania różnych spraw. 
Z jednej strony kursy A2, czyli pisanie courseworka, sporo zadanek i książek do ogarnięcia. 
Z drugiej - organizacja występu mojego domu w House Music (konkursie muzycznym, w którym domy rywalizują między sobą), a więc wieszanie plakatów, prowadzenie przesłuchań dla solistów, nadzorowanie prób zespołu i szykowanie hymnu domu. 
Z trzeciej (?) - przygotowanie Dnia Sportu dla dzieciaków, to znaczy, zapisywanie ich do różnych konkurencji i piątkowe ganianie za nimi po całym terenie szkoły, aby każdy był tam, gdzie być powinien. 
Dorzućmy do tego też fakt, że raptem w poniedziałek udało mi się znaleźć nową akompaniatorkę, po tym, jak dwoje poprzednich zaginęło w akcji, a jeszcze poza tym musiałyśmy się spotkać, dopracować utwory i urządzić następne próby. Ach, i jeszcze na horyzoncie pojawił się UCAS (Universities and Colleges Admissions Service), tj. po prostu, system aplikacji na studia w tym kraju. Tak, żeby było mało. 
I tak, chociażby piątek zleciał mi na kursowaniu między boiskiem, aby ogarnąć juniorów, salą komputerową, gdzie pisaliśmy Personal Statement (taki esej o samym sobie, który należy dorzucić do UCAS, żeby pokazać uczelni, jakim bardzo jest się [nie]odpowiednim kandydatem na nią) a próbami z akompaniatorką, bo egzamin ze śpiewania już w przyszły czwartek. No cóż, nudy nie ma. 

niedziela, 14 czerwca 2015

Szkolne opowieści... O tym, co przerabiamy za rok, a tak naprawdę teraz + co warto zabrać ze sobą, wyjeżdżając z domu na dłużej.

Z deszczu pod rynnę. Tak można określić fakt, że z zakończonego przed tygodniem czasu egzaminów, wylądowałam na kursach roku 13-stego, które wcale nie są tak miłe i przyjazne, jak mi się wydawało.
Program, który powinniśmy realizować od września, a który zaczęliśmy teraz, żeby zyskać więcej czasu na powtórki przed przyszłorocznymi egzaminami, jest bardziej wymagający, niż zeszłoroczny. I tak, przerabiamy na tzw. poziomie A2

stara dobra delta! szkoda tylko, że tak naprawdę
tu takich rzeczy nie liczymy... ale 1 kl LO <3 
Matematyka:
Mechanika 1, czyli takie różne obliczenia z kinematyki, dynamiki i statyki. 
Dwa wzory pojawiły się w moim życiu za czasów nauki rozszerzonej fizyki w liceum,  ale na tym chyba moje doświadczenie w temacie się kończy. 

Core 3, Core 4 - dużo jeszcze trudniejszych całek, różniczek, wektorów, trygonometrii i innych dziwnych rzeczy, których nawet nie potrafię jeszcze nazwać. 

sobota, 6 czerwca 2015

Podsumowanie maja + o egzaminach po fakcie i o wyborze przedmiotów.

I tak, moi mili, egzaminy właśnie dobiegły końca! Muszę przyznać też, że już jak powtarzałam do statystyki, chciałam, żeby tak właśnie było. Przez ostatni miesiąc nie  było dnia, żebym nie uczyła się czegoś szkolnego i mój mózg miał zwyczajnie dosyć, a w czwartek i piątek to było jakieś apogeum. Nawet teraz jeszcze jak patrzę na te książki, to mam ochotę uciekać. I tu pewnie maturzyści czy studenci wiedzą, o czym mówię. To nie są jakieś testy gimnazjalne, że z czegoś w ogóle się nie uczysz, z innych wystarczą Ci repetytoria, testy czy nawet powtórki na ostatnią chwilę (w wersji dla odważnych). Do tych egzaminów też musiałam przebić się przez arkusze z dawnych lat, ale to by naprawdę nie wystarczyło do wszystkich przedmiotów. Przedstawię Wam to tak: 

Najtrudniej było się przygotować na... 
Egzaminy z z historii. To esejowy przedmiot, więc trzeba używać mnóstwa przykładów. A przykłady powinny być interesujące, żeby pokazać wiedzę i zapewnić dobrą ocenę. Najlepiej jeszcze, żeby zawierały liczby. I tak, idąc tym tropem, wyuczyłam się na pamięć dochodów Księstwa Warszawskiego, a także obowiązujących tam podatków i powołanych żołnierzy. I to samo, co do włoskich państewek, a co. 

Najbardziej męczące było... 
Podchodzenie do dwóch egzaminów jednego dnia. Zwłaszcza, jak trafią się właśnie te, które są dla Ciebie najważniejsze/najbardziej stresujące/najtrudniejsze... I tak, po mniej lub bardziej udanym starciu z jednym, masz poczucie, że przed Tobą następna walka. Miodzio. 

Podczas egzaminu najgorsze akcje to... 
Stepujący sąsiad, który rzuca się po krześle! Był taki na biznesie i nie polecam; nadal nie wiem, czy ten koleś jest w pełni zdrowy na umyśle, ale swoimi gwałtownymi ruchami, które widziałam kątem oka oraz uderzaniem w klawiaturę jak w maszynę do pisania, skutecznie utrudniał mi koncentrację. 
Ale spokojnie, na drugim biznesie już go w ławce obok nie było. Załatwiłam go... Znaczy, to. Tę kwestię. 

środa, 3 czerwca 2015

"Przygotuj się!", czyli... Co warto ogarnąć przed wyjazdem do Anglii? Postanowienia maja.

W tym tygodniu dwa posty, bo Boże Ciało i w Polsce wolne, a więc mój target, czyli polscy ludzie, może mnie czytać, hehe. W każdym razie, witam z powrotem, po halftermie, podczas mojego ostatniego w tym roku szkolnym pobytu w Anglii. Kilka egzaminów przede mną, a potem zaczynamy zabawę z kursami roku następnego, tj. 13, więc na nudę nie będzie można narzekać.
Obecnie mamy tzw. "study leave", czyli nie chodzimy do szkoły, nie ma lekcji i trzeba się stawiać tylko na egzaminy. No, chyba, że mieszkasz  w internacie. Wtedy nie ma tak fajnie, bo trzeba i tak chodzić w mundurku, do 11:00 nie można siedzieć w pokoju, bo jest sprzątany, a i nie ma się gdzie podziać, bo wszędzie albo lekcje mają młodsi, albo przesiadują egzaminatorzy. I tak, stwierdzam, że nie mogę się doczekać normalnych lekcji, bo i takiego stresu brak, i czasu dla siebie więcej, i nie czuję się jak wyrzutek, który musi kombinować, gdzie przesiedzieć te parę godzin, jeżeli nie ma danego dnia egzaminu, a do pokoju wejść nie może.

Młodzi Stypendyści powoli szykują się zapewne do wyjazdu, więc zwracam się do nich, ale i do innych osób, którym może się do przydać. Szykując się do Anglii (nie wiem na ile te informacje są uniwersalne), pamiętaj o tym: 


sobota, 16 maja 2015

Podsumowanie kwietnia + trochę o egzaminach i pisaniu ich na laptopie.

Jak pewnie niektórzy z Was zauważyli (może nawet bardziej bezpośrednio, niż inni :D), pojechałam na weekend do Polski, więc na blogu cisza. Rodzinne uroczystości, te sprawy. Zalety bycia w Anglii, a nie w Azji, Australii czy jeszcze innym końcu świata? Chociażby czasowo mogę sobie pozwolić na to, żeby w czwartek rano być na sesji powtórkowej z biznesu, wieczorem już jechać z lotniska do domu, przez weekend pójść wszędzie, gdzie trzeba, a w poniedziałek siedzieć w szkole i uczyć się na środowy egzamin. Tak, dobrze słyszeliście: egzaminy w trakcie! 


O egzaminach słów parę... 


Za mną obecnie środowa pierwsza część matematyki z rana, pierwsza część historii - po południu. A wczoraj, literatura.
Atmosfera, jak podczas mocków.
Rano sprawdza się na takiej wielkiej kartce, w którym rzędzie i ławce ma się swoje miejsce na danym egzaminie. Trzeba być  co najmniej 10 minutwcześniej, więc ja jestem zazwyczaj nawet 15. To się w sumie sprawdza; zaraz wytłumaczę dlaczego. Wyczytują, wchodzimy rzędami tak, jak mamy siedzieć. Ja siedzę w ostatnich ławkach, bo jako osoba, której pierwszym językiem nie jest angielski, mam wydłużony czas każdego egzaminu (oprócz polskiego) o 25%, a część egzaminów piszę na komputerze, bo Anglicy inaczej uczą się pisać, niż my i bardzo często nie są w stanie nas rozczytać. Zresztą, to działa w obie strony. Na historii na tablicy pojawiały się czasem takie hieroglify, że aż się zastanawiałam, czy na pewno używamy tego samego alfabetu. No, w każdym razie... 
Jak w Polsce: każdy we własnej, odseparowanej ławce. Komisja wyjaśnia co i jak. Otwieramy arkusze i piszemy.
Na sali nie wolno się odzywać. Prośbę o dokładkę papieru czy zapytanie o pozwolenie na wyjście do toalety sygnalizuje się podniesioną ręką. 


poniedziałek, 4 maja 2015

Porozmawiajmy o "emigracji"... Wywiad z Hanią Es. Co nieco o Komunii w Anglii, funkcji Kapitana i odbieraniu dyplomów.

Dzisiaj wolne, bo z jakiegoś powodu Wielka Brytania tak wymyśliła. Ale nie narzekam. Dni do egzaminów można policzyć na palcach dwóch rąk, i choć to nadal więcej, niż kilka, mimo wszystko jest to demotywująco blisko. Ale, żeby nie truć o tym, na co się wpływu i tak nie ma, napomknę jedynie o ostatnich dniach. 

Piątek - zaczynamy rządy Kapitana!

Po pierwsze, dzień bez mundurka. 
Po drugie, zabraliśmy się za planowanie Dnia Sportu, który dla roku 11 - 13 odbędzie się we wtorek. Ja mam reprezentować swoich na 1500 metrów, więc trzymajcie kciuki. :) Poza tym, otrzymałam bardzo fajną przypinkę do mundurka z napisem "House Captain" i z racji, że poprzedniej Kapitan podziękowano za współpracę, jeden kolega i ja już oficjalnie zaczęliśmy swe rządy. 
Po trzecie, odebrałam też dyplom za zdanie teorii muzyki, więc można już definitywnie zostawić za sobą nużące transpozycje czy inne kompozycje. Zabawnym elementem tej historii jest to, że jak mnie wyczytali na apelu po odbiór certyfikatu, siedziałam akurat w środku auli, otoczona ludźmi ze wszystkich stron i tak, musiałam się dwukrotnie przepychać. W całym tym zamieszaniu zgubiłam buta i w końcu wszyscy, nawet dyrektor, nauczyciele i ja, zaczęli się śmiać. 

piątek, 1 maja 2015

Słów kilka na temat... 7 oznak, że jesteś wyczerpany i coś Cię zajmuje aż za bardzo. Postanowienia kwietnia.

Uwaga, uwaga. W ten weekend, z racji, że w Polsce dłuższe wolne, maturzyści, inni stypendyści i ja szykujemy się na egzaminy, tu nie ma zajęć w poniedziałek, a do tego ja mam taki kaprys, tym razem w przeciągu kilku dni pojawią się dwa posty. Jeden, dzisiejszy. Drugi, zapewne poniedziałkowy - wywiad emigracyjny z jedną z moich ulubionych blogerek. Już teraz zapraszam więc na bloga. :D
Zapowiadam też cykl dla nowych stypendystów z różnymi informacjami nt. przygotowań do wyjazdu. Debiut już za tydzień; mam nadzieję, że w jakiś sposób Wam to pomoże. Wpadnijcie też na mojego bloga o przygotowaniach do wyjazdu i zaglądajcie do FAQ, zanim zaczniecie zadawać osobne pytania, bo na wiele z nich odpowiedź już padała, i to nie raz. :)

Jeśli właśnie skończyłeś liceum ogólnokształcące lub technikum i miesiąc Twojej próby nadciąga wielkimi krokami...
Jeśli jesteś na roku 12 (jak ja) lub 13 w angielskiej szkole i zbliżają się Twoje AS lub A-levels...
Jeśli masz inne egzaminy, prace do oddania, dziesięć projektów do zrobienia, czy po prostu więcej obowiązków, niż zwykle...
Nigdy takiej sytuacji nie miałeś? Wszystko przed Tobą! Ale jeśli chcesz sobie wyobrazić jak to jest być zmęczonym nauką/pracą/łączenie pracy i nauki ze stoma innymi obowiązkami/nic nie robieniem, przedstawiam wyolbrzymienia własnych doświadczeń:

7 oznak, że jesteś wyczerpany i coś Cię zajmuje aż za bardzo:


1. Nie pamiętasz imion dalszych znajomych.
Przykładowo, maszeruje przed Tobą człowiek, który chodzi z Tobą na matematykę. Zamieniliście może dwa słowa w ciągu ostatniego semestru, ale z całą pewnością wiesz, jak ma na imię, bo nauczyciel zwraca się do niego średnio 3 razy na 50 minut każdego dnia. Tak było też na ostatnich zajęciach, które skończyły się raptem 10 minut temu. Człowiekowi temu wypada kartka, a Ty ją podnosisz i chcesz go zawołać, aby go o tym poinformować. I tu... Pustka. Jak on tam był? Harry? Henry? Hektor? Coś na "H". A może jednak Alfred? Albo Tom? Niby wielkiej roli to Ci w życiu nie odgrywa na dłuższą metę, ale chociażby z szacunku do drugiego człowieka... Słabo. 

piątek, 24 kwietnia 2015

O tym, że stypendium zdumiewa. Podsumowanie (zaległe) lutego i marca.

Post wypełniony po brzegi informacjami. No, ale cóż się dziwić, w  sytuacji, gdy spędza się w Polsce tyle czasu, że przerwy od bloga trwają dłużej, niż wcześniej? I tu, od razu zła (dobra? :D) wiadomość dla niektórych z Was: nasze dni w tym roku szkolnym są policzone.  Do bodajże 8. września, zostało mi zaledwie 50 dni w Anglii. Tak więc, biorąc pod uwagę jeszcze dwa inne powroty do Polski w międzyczasie, szykujcie się już na dłuższą przerwę, która nastąpi za dokładnie dwa miesiące! 

Jeśli chodzi o stypendia... 

Kwalifikacje BAS właśnie się skończyły, więc GRATULUJĘ tym, którzy dostali stypendia! Wykorzystajcie ten wyjazd, jak możecie najlepiej, pod każdym możliwym względem! Teraz na pewno jesteście zdumieni, ale spokojnie. ;)
Swoją drogą, jeśli zastanawiacie się, jak wybierać przedmiotyjak wygląda edukacja w Anglii, jak się przygotowywać do wyjazdu, czy ogólnie, jak dobrze spędzić pozostałe w Polsce dni, zapraszam tu i tam!

Jak Ada ludzi informowała przed rokiem. 

Pamiętam, jak do mnie zadzwonił telefon. Siedziałam i jadłam kolację, jak to z przyzwyczajenia o godzinie 17. I wtedy, dzwoni. Odebrałam. Zdziwiłam się. I to jak. Zaczęła się prawdziwa gorączka. Najpierw informacyjna, bo praktycznie nikt oprócz moich rodziców nie wiedział, że startuję w jakichkolwiek konkursach stypendialnych. Szok był ogromny. Rodzeństwo, przyjaciele, a potem bliżsi znajomi. Pamiętam poniedziałek, dzień po telefonie, jak w różnych dziwnych okolicznościach informowałam kilka następnych wybranych osób. Ich miny... Coś niesamowitego. A potem klasa, najlepsza reakcja świata.  Wyobraźcie sobie: pracownia matematyczna; wychowawczyni zapowiada, że chcę coś ogłosić. Nic nowego; wręcz chleb powszedni, jak to w zawodzie gospodarza klasy bywa. Z mojej strony nietypowy stres, i to ogromny, ale na szczęście było wsparcie. Wstaję i mówię to, co mam powiedzieć. Ludzi zatyka. "Jak to?!" wisi w powietrzu. A później brawa i lawina pytań. I tak na każdym kroku, bo po poinformowaniu klasy pozwoliłam wieści o stypendium pójść w świat i roznosić się samoistnie. Budziła różne emocje. Najczęściej pozytywne. I było wsparcie, jakiego życzę każdemu. Bo w takiej sytuacji życiowej to jest ono podstawą. Emocje opadają, ale podejście do tematu zostaje na długo takie same.

piątek, 20 marca 2015

Słow kilka na temat... 5 mitów o Anglii

Ostatnio sporo osób pyta, czy piszę posty wcześniej, niż w piątek. Odpowiedź brzmi: nie, nie piszę postów w całości w ciągu tygodnia, co najwyżej szykuję ich fragmenty. To, czy dłuższe czy krótsze i ile z nich ostatecznie pojawia się na blogu, zależy od dnia. Czasami, gdy mam zły humor, piszę dużo i sarkastycznie, a potem usuwam te fragmenty, bo nie w sumie nie do końca myślę w dany sposób. Innym razem dostajecie zaś bardzo ironiczną, dosyć interesującą mieszankę emocji, upchniętą między poszczególnymi wyrazami. Takie życie, taki blog. No cóż, pozostawiam Wam ocenę, jak jest w tej chwili. :D 

To był tydzień pełen wrażeń. Serio, nie żartuję. I nie chodzi tylko o sfinalizowanie pierwszego szkicu courseworka z dosyć zawiłego dramatu "Jumpers". Nie, nie. A mianowicie: 

Co się działo? 


Wybory headgirl i headboya zostały podsumowane! 
No i nie uwierzycie. Po raz pierwszy w historii tej szkoły nie ma headboya. Są dwie headgirl. Nie, nie żartuję. Bardzo mocno zastanawiam się, jak to będzie wyglądało, ale z racji, że nowe przywódczynie szkoły są przyjaciółkami, może nie będzie tak źle. A jeśli będzie, to jestem przygotowana - roczna dostawa popcornu właśnie została zlokalizowana na Amazonie. 

A mówię o tym również dlatego, że...

Zostałam Kapitanem Domu! 
Jak już kiedyś wspominałam (np. tu i tu), w szkole są cztery domy, jak w Harrym Potterze. Zrzeszają wszystkich uczniów i w ramach ich działalności, organizowane są zawody sportowe, różne turnieje, no i oczywiście całoroczna rywalizacja w ilości punktów (tak, są i punkty). Domy mają swoich przywódców, którzy rządzą daną 1/4 i tak, w piątek z rana dowiedziałam się, że zostałam jednym z nich! Świetna sprawa, bo kocham organizować rzeczy i rządzić ludźmi, a odkąd oddałam tytuł gospodarza klasy, takiej możliwości nie miałam. :))))) 
Cała kwalifikacja nie była jednak takim wydarzeniem, jak z headgirl i headboyem (choć może raczej headgirls), gdyż w moim przypadku wymagała jedynie napisania "dlaczego chce być kapitanem domu". No i tyle, choć radość jest spora.


A jeśli czyta nasz przyszły stypendysta tej szkoły, który za miesiąc zapewne będzie o tej porze wyszukiwał w Google co to za Langley i gdzie właściwie się znaduje, niech wie jedno: LICZĘ NA KONTYNUACJĘ TRADYCJI!

Stypendysta rok wyżej jest kapitanem St. Giles, ja od dzisiaj - Mancroftu, a tu jeszcze dwa domy do ogarnięcia. Nie może tak być, że Polacy nie opanują 4/4, no proszę Was.

sobota, 14 marca 2015

Życie w internacie... Przepis na unikalny budyń + O wydarzeniach bieżących.

I tak oto, kolejny esejowy tydzień za nami. Miało być podsumowanie lutego, ale mój mózg umarł już w 100%, więc nie liczcie na to tym razem.
Od lat zastanawiam się, jak to jest, że i w Polsce, i - jak się okazuje - w Anglii, nauczyciele lubią dawać uczniom trochę spokoju, a potem z dnia na dzień zrzucają na głowę 15 sprawdzianów, 40 kartkówek i odpowiedź na każdej lekcji. :O Ja rozumiem, końce działów się zbiegają albo nauczyciele lubią synchronizację, ale żeby nawet tutaj, w szkole, gdzie słowo "test" nie ma racji bytu, zadawać wszystkie eseje, case study i stery zadań w jednym tygodniu, dorzucając do tego gratisowo coursework z literatury? No chyba - jak to mówił mój fizyk z liceum - rodzice ich nie kochają.

Z ciekawszych rzeczy, bardziej radosnych, było też kilka fajnych wydarzeń w tym tygodniu, ale najpierw objawiam się tu też z szczególnym ogłoszeniem:
Jak niektórzy z Was wiedzą, niektórzy nie, jestem Szefem intensywnie rozwijającego się obecnie Działu Wiedza portalu MiM24.
MiM to organizacja od młodych dla młodych, gdzie dziennikarze (uczniowie, studenci) nabywają doświadczenie, tworząc w ramach swoich działów i części tej liczącej około 800 osób społeczności. Jako, że zaczyna się właśnie rekrutacja do mojego działu, zapraszam wszystkich miłośników pisania i nauk (przyrodnicze, psychologia, matematyka itd.) oraz technologii (informatyka, komputery, technika, wynalazki itd.), do dołączenia do MiM i wzięcia udziału w kwalifikacjach. :)
Formularz i dalsze informacje tu.
.


Ale, wracając...

Zwycięski lunch w poniedziałek 

W poniedziałek, po tym, jak oficjalnie powiadomiono nas o wygranej w tym ogólnobiznesowym konkursie szkolnych, w którym chodziło o zorganizowanie wydarzenia w restauracji, a potem pracę w dniu jego realizacji (pamiętacie, jak raz pracowałam na zmywaku? - tak, to właśnie to!), wybraliśmy się całą grupą po odbiór nagrody. Polegało to na darmowym lunchu we wspomnianej, pobliskiej restauracji. W ramach próbowania nowości, jadłam wegetariańskiego burgera i był całkiem niezły, polecam. :D
Choć nie wiem, po co ta cebula i frytki, zwłaszcza to pierwsze. :O No ale, lunch eksperymentalny zobowiązuje, było całkiem nieźle mimo to.



piątek, 6 marca 2015

Słów kilka na temat... Urodziny w Anglii. Podsumowanie stycznia + 11 zadań na marzec.

Urodziny, urodziny i po urodzinach.
I tak, moi mili, mam już 18 lat! A ponieważ większość ludzi z mojego roku jest ode mnie młodsza o parę miesięcy do nawet półtora roku, musiałam odpowiadać wielokrotnie na jedno pytanie: "Czy to, że jesteś w świetle prawa dorosła coś zmienia w Twoim życiu?". Hm. Nie wiem, jak u innych, ale u mnie niewiele. Ani to nie nastąpiło nagle, z dnia na dzień, tylko po 18 latach, tysiącach dni i wielu, wielu godzinach życia; ani ta liczba nie zmieniła właściwie tego, jak żyję... Cóż, mimo wszystko to nowy etap życia i mam nadzieję, że będzie świetny. 

Swoją drogą, miałam w piątek świetną lekcję na biznesie. Siedzimy, robimy zadanie i nagle jeden kolega ni z gruchy zapytał, jaka pogoda jest teraz w Polsce. Jak wytłumaczyłam, że nie wiem do końca, ale że powinno być coraz bardziej słonecznie, nauczyciel dołączył do rozmowy i skomentował, że był kiedyś w Polsce na wycieczce szkolnej w Krakowie i w Tatrach, w takim miejscu, że widać i Polskę, i Słowację jednocześnie. Podobno nasz kraj bardzo mu się spodobał i w ogóle pozytywnie, choć zima go nieco przeraziła. :D
Wówczas okazało się, że część kolegów nie wie, w jakim sąsiedztwie leży Polska, tzn. kojarzą, że obok Niemiec, ale sądzą, że po wschodniej stronie, to już tylko Rosja, Kazachstan i Serbia (?). Tak więc, włączyliśmy mapę Europy i zaczęliśmy wszyscy oglądać. I tak właśnie Anglicy dowiedzieli się, że jest tam jeszcze jakaś Litwa, Białoruś i Ukraina. :D


Potem natomiast zaczęli dopytywać, gdzie mieszkam, więc pokazałam im swoją miejscowość. Chcieli nawet oglądać mój dom, ale stwierdziłam, że ja ich domów też nie widziałam, to własnego pokazywać także nie będę. W rezultacie wylądowaliśmy niechcący po drugiej stronie miasta, gdzie znajduje się u nas takie Gimnazjum nr 2 i jedno z lokalnych liceów. Oczywiście, wszyscy zaczęli dopytywać, czy kiedykolwiek byłam w tych rejonach. Wytłumaczyłam im, że moje miasto, choć według nich wygląda na większe, liczy pewnie około 30000, więc tak, byłam tam. I to nawet nie raz. I nie, to nie jest moja szkoła, bo moja to było Gimnazjum nr 3, ale kojarzę i tę.
Ale najbardziej podobała im się wymowa słowa "ogólnokształcące", myślałam, że się normalnie zaplują, jak próbowali to po mnie powtarzać. :D
Ogólnie, wycieczka po moich rejonach udana i naprawdę człowiek by się zdziwił, jakie to dla nich wszystko może być interesujące. :D


Jak wyglądały urodziny w Anglii? 


Jeśli chodzi o polskich ludzi, to lepiej, niż przypuszczałam, naprawdę nie zawiedli! Niektóre życzenia wzruszały; inne rozśmieszały, gdy ludzie wspominali jakieś zabawne historie z życia. Były nawet telefony, trochę zdjęć i mnóstwo miłych wiadomości... Naprawdę w porządku. :) 
Ale jako, że przede wszystkim zapewne chcecie się dowiedzieć, jak podeszli do tego Anglicy, skupię się właśnie na tym. 
Jak dotarłam rano do formu, odśpiewano mi "Happy Birthday" i piosenka ta towarzyszyła mi jeszcze dwa razy - na angielskim i na historii + rejestracji popołudniowej, wykonana w wariacyjny sposób przez kolegów z formu. Były też życzenia, tj. "Happy Birthday", rzucane z uśmiechem przez nauczycieli, znajomych i nieznajomych. Rekordzistka w tym zakresie składała mi takie życzenie dwunastokrotnie, i to nawet następnego dnia. Cóż. :D 

piątek, 27 lutego 2015

11 (zaległych) zadań na luty + o mockach i aktualnościach słów parę

Aktualizuję FAQ, pozmieniałam w Ogółem, stworzyłam nową podstronę z listą zadań... Trzeba nadrobić zaległości!
Luty już się kończy, a tu zero lutowych postów. Miesiąc krótki - to raz; dwa - byłam przez 9 dni w domu, w Polsce. Tak więc, sami rozumiecie... :D
Dziś nadrabiam pisanie postów, jednocześnie przygotowując się na czwartek, tj. moje 18-ste urodziny.
A szkoła, w której obecnie się znajduję, zaoferowała w środę stypendium BAS dla jakiegoś Polaka lub Polki. Sympatycznie.


Co słychać?



O pobycie w domu

W sumie w porządku.
Na początku miesiąca próbowałam ogarnąć cały materiał na próbne egzaminy, a potem dotarłam do domu, gdzie w dużym skrócie łączyłam wypoczynek z nauką na mocks. Miałam więc okazję spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, dobrymi znajomymi, klasą i ludźmi ze szkoły, a także zjeść to, czego nie ma w Anglii lub co tutaj w ogóle nie ma smaku. Tęskniliście kiedyś za "polską" pizzą lub zwyczajną kanapką z serem? Nie? No to zapraszam do mojej szkoły, szybko się przekonacie, jak to jest żyć bez sera, porządnej pizzy czy w ogóle polskiej kuchni. :D

nauka na mocks tj. próbne; kot morderca udaje słodziaka; Aga robi mi kolację;
tradycyjna pizza w niecodziennym, wegetariańskim wydaniu; mój piękny medal + puchar + dyplom :D';
ukochany blok czekoladowy z piekarni niedaleko szkoły; szkoła w ciągu dnia opustoszała; sernik z oreo;
biegi! :D 

sobota, 31 stycznia 2015

Porozmawiajmy o "emigracji"... Wywiad z Zosią

Moi zaczęli ferie, a ja spędzam czas z Napoleonem. Życie nie jest sprawiedliwe. 
Po tygodniu spędzonym na esejach, walce z angielską poezją (chyba poświęcę jej cały, oddzielny post, coś przedziwnego) i oczekiwaniu na paczkę z Polski, są postępy! Poezja i eseje nadal straszne, ale za to przyszła paczka. ^^ 
Tak więc, okna już ocieplone, szafka z jedzeniem znowu pełna, a ja mam czym pisać i w czym chodzić. Pozytywnie. :)



A dziś przedstawiam pierwszy wywiad. Rozmowa z Zosią Mikońską, która od poniedziałku do piątku mieszka w internacie gdyńskiego liceum. Zapraszam. :D 


Dlaczego zdecydowałaś się na życie w internacie i wyjazd z rodzinnej miejscowości?

Była to właściwie jedyna opcja, jaka wchodziła w grę przy wyjeździe do oddalonej od domu szkoły. Rodzice stwierdzili, że jest to bezpieczniejsze i bardziej praktyczne od stancji, a mi bardzo zależało na nauce we właśnie tej szkole, dlatego też postanowiłam "zaryzykować", chociaż przyznaję, że to właśnie kwestia internatu martwiła mnie najbardziej w związku z wyjazdem.

niedziela, 25 stycznia 2015

Szkolne opowieści... O mock exams, czyli po prostu - próbnych egzaminach.

Kilka województw ferie już zaczęło, inne - na ferie czekają. Moi mają wolne dwa pierwsze tygodnie lutego i akurat tak się składa, że przyjeżdżam, jak już wrócą do szkoły. Cóż, ma to swoje zalety, ale i też niestety, wady. Nr 1? Bywa trudno złapać ludzi. Wszyscy mają prace domowe, sprawdziany. Niektórzy jeszcze jakieś zajęcia dodatkowe, treningi. Ale dla chcącego nic trudnego. .;) No i zawsze można po prostu chodzić z nimi do szkoły... :D 

W szkole cisza, spokój. I dużo esejów. A to wszystko dlatego, że za kilka tygodni mamy mock exams.



Czym są mock exams? 

Po prostu: egzaminy próbne. Sprawdzają nabyte dotychczas umiejętności, a ich wyniki sugerują, co powinno się poprawić, aby dobrze zdać majowo - czerwcowe egzaminy. 

sobota, 17 stycznia 2015

Słów kilka na temat... Kilka rad dla startujących w konkursie UWC + BAS oraz o tym, jak przetrwać zimę w Anglii

Ostatnio odzywa się do mnie sporo osób, które starają się o stypendium UWC lub BAS. Tak więc, parę ogólnych rad z mojego doświadczenia; co do pierwszego etapu:

1. Piszcie o wszystkim, o czym chcielibyście powiedzieć Komisji.
Nieważne, czy gracie na cymbałkach, strugacie w drewnie czy karmicie okoliczne koty. Jeśli macie coś, co Was pochłania i interesuje, podzielcie się tym, nawet jeśli wydaje się to z niczym niezwiązane.

2. Nie udawajcie kogoś, kim nie jesteście.
Interesujesz się ekonomią? Nie udawaj, że jesteś przyszłym inżynierem, żeby dostać stypendium. Szydło prędzej czy później wyjdzie z worka. A poza tym, gdy już wyjedziesz do tej Anglii (czy gdziekolwiek), jaką będziesz mieć pewność, że wybrali Cię ze względu na to, kim jesteś, a nie dzięki osobie, którą  udawałeś?

I ostatnie:

3. Nie przejmujcie się błędami!
Napisałeś coś niegramatycznie? Pomyliłeś się w ocenach? Zapomniałeś wspomnieć o genialnym, największym zwycięstwie Twojego życia? Trudno. Jeśli mają Cię zaprosić na II etap, zrobią tak, bez względu na to, czy miałeś 4 czy 5, zostałeś olimpijczykiem albo czy napisałeś "were" tam, gdzie trzeba. Może mało pocieszające, ale prawdziwe. Błędy popełnia każdy, ale liczy się całokształt.



Tak więc, wszystkim, którzy wysłali swoje papiery lub planują to zrobić: powodzenia! I obyście byli szczęśliwi, cokolwiek z tego wyniknie. :)


sobota, 10 stycznia 2015

11 zadań na styczeń, czyli debiut listy zadań na tym blogu!

I znowu w Anglii, po raz pierwszy w 2015 roku (wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać przed podkreśleniem tego :D).
Miałam tu pisać o postanowieniach, a więc dorzucę jedno priorytetowe:

CHOĆ RAZ DOTRZEĆ DO ANGLII BEZ PROBLEMÓW!


Rano byłam roztargniona, więc "sprawdzali" mnie na lotnisku bardziej, niż zwykle.

Samolot się spóźnił, więc nie zdążyłam na autobus. Musiałam kupować drugi bilet, bo nie było internetu ani możliwości przebukowania starego. No i brakowało czasu, oczywiście.
W Warszawie zabrakło wody niegazowanej. W Burger Kingu na Stansted - wrapów z kurczakiem.
A że nigdy tak późno dotąd nie dojeżdżałam do Norwich (byłam 2h później, niż powinnam, bo jechałam późniejszym autobusem), było już po magicznej godzinie 16, co oznaczało, że wszystkie sklepy zostały zamknięte. Wiadomo, kto w niedzielę, w mieście liczącym 150 tys. ludzi może potrzebować jedzenia. I to 16? Przecież to nielegalne, barbarzyńskie, nieetyczne!
A później to jakoś dotarłam do internatu (ziającego pustkami). Do tego, nie tym taxi, co być powinnam. Skomplikowane i długo by opowiadać.
W każdym razie, można się cieszyć z jednego:

Pobiłam własny rekord --> w internacie po zaledwie 13h podróży!!!!!!!! Hura!




Poza tym, tydzień typowo "esejowy". Trochę testów, początek nowych zajęć pozalekcyjnych... Nie licząc tego, że dziś miałam okazję pograć na organach, jutro jadę do Norwich, a dziś na obiad były do wybory ryby i hamburgery (jak w każdy piątek), właściwie monotonia dnia codziennego.


Lista zadań: 

A teraz zabierzmy się za ciekawsze rzeczy.
Obiecywałam listę zadań i taka będzie, tylko że inna.
Ostatnim razem nawymyślałam sobie zadań, których po pewnym czasie nie miałam nawet ochoty realizować. Tak więc, tym razem będę w każdy pierwszy weekend publikować listę zadań na dany miesiąc. Im więcej ciekawych akcji będzie miało miejsce, tym lepiej. Niech ten rok będzie kreatywny!
Przed Wami 11 (jak zwykle :D) zadań na styczeń!
W podsumowaniu miesiąca (prawdopodobnie ostatni weekend) dowiecie się, co właściwie miałam na myśli, jak wyglądała realizacja i co ponadto się zdarzyło. :)

Zadania na styczeń:

1. Przeżyć dzień zgodnie ze szkolnym regulaminem w 100%;
2. Żywić się przez cały dzień, jak typowy, wręcz stereotypowy Anglik;
3. Pojechać na własną rękę do Norwich;
4. Zwiedzić choć częściowo przyszkolne tereny;
5. Ogarnąć materiał grade 5 teorii muzyki;
6. Obejrzeć przynajmniej 3 filmy z top 50 na filmwebie;
7. Przeczytać książkę po angielsku;
8. Zrobić piżama - party przez Skype;
9. Zjeść coś w podejrzanej kuchni internatu damskiego, która znajduje się naprzeciwko mojego pokoju;
10. Nauczyć się grać nowego utworu na organy; 
11. Ogarnąć piosenkę Adele. 


piękne niebo nad szkołą; Adele - płyta 21; angielskie śniadanie;
 Walking Dead & podręcznik do teorii. 

Z zadań całorocznych, m.in.: 

- opanować co najmniej 10 nowych znaków alfabetu japońskiego;
- codziennie pracować nad niemieckim;
- PISAĆ!!!


Zadań całorocznych jest niewiele; poza tym zamierzam je póki co zostawić dla siebie. :) Dowiecie się w swoim czasie, więc zostańcie ze mną! :D 
Życzę dobrego stycznia i pozdrawiam!