sobota, 30 stycznia 2016

Życie w internacie... Jak przeżyć w angielskim internacie?

[EDIT]: Od dzisiaj zmiany w MENU. Wprowadziłam podstronę "Na skróty", gdzie znajdują się posegregowane tematycznie wszystkie posty, jakie dotychczas opublikowałam na blogu. A więc, oprócz FAQ, gdzie odpowiadam na najczęściej zadawane pytania i spisu postów wg daty, umieszczonego w stopce bloga, od dziś mamy też tematyczny spis treści.

Miałam w planach umieszczenie tu dziś zupełnie innego wpisu, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Po jakże traumatycznych przeżyciach tego tygodnia postanowiłam zmienić to i owo, i oto przed Państwem bardzo ironiczny i lekko kontrowersyjny post, o jakim myślałam od dłuższego czasu.
Chcąc uchronić się przed negatywnymi komentarzami, przypominam jeszcze raz o ironii. I o tym, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, a łamanie regulaminu w jednej sferze nie oznacza kompletnego bezprawia w dziesięciu innych. Niemniej jednak... 


Krótka charakterystyka internatu w mojej angielskiej szkole 


Jak wspominałam parę razy, zarówno ta szkoła, jak i internat, nie należą do największych. W szkole jest około 500 uczniów (i to w 8 rocznikach, a mniej więcej tyle samo osób uczy się w moim polskim liceum w zaledwie 3), a cały internat liczy około 80 osób, z czego dziewczyn jest jedynie 13 - 15.
Internat dzieli się na damski i męski. Mamy oddzielne budynki, nie możemy wchodzić na piętra, gdzie znajdują się pokoje i mamy też innych opiekunów, bo dziewczęta mają za opiekunki tylko kobiety. Właściwie dzielimy przede wszystkim stołówkę, pralnie, no i oczywiście szkołę.
W damskim internacie łazienki znajdują się na korytarzach. Ze względu na niewielką liczbę mieszkańców każda mieszkanka ma własny pokój, a niektóre stoją zupełnie puste.
Mamy określone zasady, co i kiedy, a ja, jako najstarsza i jedyna z roku 13, cieszę się największym pokojem i możliwością "gaszenia światła" o 22:45.

fragment budynku internatu męskiego tj. budynku głównego

Jak przeżyć w angielskim internacie? 

1. Zawsze bądź miły i serdeczny
...Żelazna zasada numer 1. Ok, ja zwykle staram się być dla wszystkich miła bez względu na jakieś tam własne odczucia, ale wiecie, jak to jest: czasem jest się złym na cały świat, wszystko irytuje i ta pani pokrzykująca za drzwiami, że czas już wychodzić do szkoły, raczej nie poprawia sytuacji. Niemniej jednak, trzeba być miłym. Zawsze. Bo jak Ty jesteś w porządku w każdej sytuacji, to i oni są, a wtedy ma się nie tylko poprawne relacje, ale też spokój. A to istotne w wielu sytuacjach przywołanych poniżej.


pokój wspólny damskiego internatu

2. ...Bo tylko spokój Cię ocali
Wali się, pali, wszystko Cię wkurza? Jak wspominałam, trzeba był miłym i spokojnym. Nie dać ponosić się emocjom i jakoś to działa. 
Na przykład, gdy w poniedziałek pani sprzątaczka zatrzasnęła mi drzwi do pokoju i w magiczny sposób uniemożliwiła ich otwarcie na parę ładnych godzin, zamiast pocałować klamkę, wyważyć drzwi lub zrobić awanturę życia wszystkiemu, co się rusza, poszłam do medycznego, zagadałam do matrony, która mnie całkiem lubi i uzyskałam na chwilę klucz do swojego pokoju (tak, tak, na co dzień ich nie mamy i chyba nawet nie mamy prawa mieć żadnego w ręku, więc przyjaźnie ze strony matrony). Otworzyłam, naprawiłam zamek, oddałam klucz i przy najbliższej okazji grzecznie wytłumaczyłam głównej opiekunce, że wtedy i wtedy coś chyba nie pykło. I jak na razie jest spokój, oby jak najdłużej.



3. Staraj się robić to, czego od Ciebie oczekują, tak naprawdę żyjąc po swojemu 
Czyli: przestrzegaj regulaminu do stopnia, w którym uważasz to za słuszne i byłoby to na miejscu. Nie mówię o jakichś nie wiadomo jakich wykroczeniach, ale o zachowaniu balansu dnia codziennego.


Przykładowo, regulamin mówi: wstawaj o 7:30 i idź na śniadanie o 7:50, a potem przez godzinę nie miej co z sobą zrobić. A więc, ja wstaję o 8:15, o 8:20 jem śniadanie (które akurat kończą wydawać) i ze wszystkimi innymi czynnościami wyrabiam się akurat do 8:45. Mało bezczynności. A opiekunom i tak chodzi głównie o to, żeby każdy wstał i coś zjadł, a potem się nie spóźnił na lekcje. 
Inny przykład: nie wolno w ciągu dnia wchodzić do internatu. W praktyce: wchodź sobie, byleby nie sprowadzać nikogo z zewnątrz, nie zwracać na siebie uwagi i w ogóle nie sprawić, żeby ktokolwiek Cię zauważył.
Ma to potwierdzenie w rzeczywistości. Jak w środę podczas okienka, które powinnam teoretycznie spędzać w pokoju wspólnym swojego roku, robiłam sobie owsiankę w kuchni internatu i złapała mnie na tym opiekunka, zapytała tylko, czy mam haczyki na firanki w pokoju, bo zastanawiają się, czy mi jakichś nie powiesić. Mojej obecności w internacie nie skomentowała. A więc to by było na tyle, jeśli chodzi o życie oparte w 100% o regulamin. 



4. Utrzymuj porządek w pokoju
Jak mówiłam wiele razy, są tu wprawdzie panie sprzątaczki, które odkurzają i wynoszą śmieci, lecz nie mają w obowiązku robić wszystkiego. Zmiana pościeli, ścielenie łóżka, ustawianie rzeczy, zanoszenie prania do pralni czy utrzymanie ogólnej estetyki pokoju - oto obowiązki mieszkańca. 
I codziennie odbywają się kontrole co do tego, jak owy mieszkaniec się z tychże zadań wywiązuje. Ja wprawdzie zawsze trzymam książki na łóżku numer 2 i rozkładam sobie na nim sporo papierów, żeby mieć najważniejsze rzeczy pod ręką, lecz są to stosunkowo niewielkie przewinienia. Ogólnie, wygląd w pokoju wpływa poniekąd na to, jak jest się ocenianym przez opiekunki, więc warto zadbać o to, żeby tragedii nie było. I dla własnej organizacji, i dla spokoju. Znowu, spokój wart jest wiele. 

przykładowy pokój w damskim internacie

5. Nielegalne czajniki ukrywaj 
No właśnie, 1,5 roku, a metoda na czajnik w szafie wciąż się sprawdza. 
W każdym razie... No właśnie, tak samo jak co do naginania regulaminu znowu działa zasada: "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Jeśli masz czajnik, miej, ale niech go nie będzie widać.

mój czajnik w szafie w zeszłym roku

A jak akurat gotujesz wodę, gdy ktoś wchodzi (co zdarzyło mi się dokładnie dwa razy w ciągu tych wielu miesięcy), działaj szybko:
Jeśli masz mały korytarzyk do pokoju i/lub jesteś za daleko od czajnika, to zablokuj wchodzącą osobę. Zagadaj ją w drzwiach, otwórz jej drzwi i wypchnij dyskretnie na korytarz - sposoby są różne. 
A jeśli jesteś blisko czajnika, odłącz go od źródła prądu i czymś zarzuć. Ja parę dni temu w takiej sytuacji zarzuciłam go kocem, który akurat niosłam; podziałało. 


6. Miej pakiet internetowy i latarkę
Szkoły prywatne w Anglii często są w centrum nigdzie. A więc awarie prądu i wody trochę trwają. I dlatego posiadanie własnego czajnika (patrz: 5) ma sens, a pakiet internetowy i latarka nie zawadzą. Gdyby zabrakło wi-fi i nie było światła, przynajmniej masz jak odrabiać pracę domową lub jak się komunikować z bliskimi. W każdym razie, dopóki nie przywrócą prądu. Albo dopóki nie padnie Ci telefon. Niemniej jednak, tymczasowo pomocne. 

7. ...I jedzenie 
Warto więc zaopatrzyć. Zakupy, przywożenie z Polski (lub ogólnie domu - jeśli chodzi o ludzi z innych miejsc) i branie więcej owoców czy pieczywa na stołówce - wszystkie chwyty dozwolone i powszechnie stosowane.

kuchnia damskiego internatu

W przeciwieństwie do innych mieszkańców internatu nie polecam jednak posiadania rzeczy, które wymagają przechowywania w niskiej temperaturze. Lodówka jest, ale trzymane w niej produkty jakoś zdumiewająco szybko znikają. I nawet jeśli akurat Ty swojego serka jeszcze nie otwierałeś, pewnego dnia może się okazać, iż nie ma po nim śladu. 
A więc, jedzenie, trzymane w pokoju. Drugie śniadanie, podwieczorek, czy przekąska na niedzielny poranek, gdy pierwszym posiłkiem na stołówce jest brunch o 11:00. Przydaje się. 


8. Dyskretnie sprawdzaj, kto jest na dyżurze i uzależniaj od tego niektóre zachowania 
Nie każda opiekunka ma takie same oczekiwania, wiadomo. 
Jedne o 18:45 chcą Cię widzieć nad pracą domową. Innym wszystko jedno, czy odrabiasz lekcje teraz, czy zrobisz to za chwilę, czy w ogóle śpisz i nic nie robisz. 
Jedne o 22:45 przychodzą zgasić Ci światło (po ich wyjściu można zapalić, bo zza drzwi i tak nic nie widać, ale wiadomo o co chodzi), inne oczekują, że będziesz po prostu po prysznicu i w ciszy siedzieć w swoim pokoju, a jeszcze inne liczą jedynie na ciszę.
Wiadomo, w rzeczywistości nie ma raczej tak ekstremalnych sytuacji, ale po prostu dla spokoju warto wiedzieć, czy możesz umyć się 5 minut później, zrobić sobie drzemkę po kolacji i jak tam w ogóle się organizować. Wiedza, kto ma dyżur, bywa więc niezbędna, żeby robić swoje, nie podpadając.

siłownia w mojej szkole


9. Grzecznie opuść pokój, gdy rozlega się alarm przeciwpożarowy
Alarmy próbne to częste zjawisko w tym kraju. Gdy zacznie dzwonić (a tego nie da się przeoczyć ani zignorować, uwierzcie mi), trzeba postępować zgodnie z instrukcjami, wiadomo. Ale jeszcze ważniejsze jest to, żeby się streszczać. Bo im szybciej i lepiej zachowa się człowiek podczas próbnego, tym większa szansa, że następny zbyt prędko nie wyjdzie. 
A uwierzcie mi, stanie o 6:30 na środku dziedzińca w piżamie i szlafroku nie jest zbyt przyjemne. Zresztą, wieczorem też zbyt radośnie nie jest, co potwierdzało się w poniedziałek. Trwa zawieja stulecia, a Ty stoisz sobie w dresach i T-shircie, ratunku.  W każdym razie, tempo jest istotne.



Podsumowanie

Generalnie, najważniejsze jest bycie miłym bez względu na wszystko, brak awantur i spokojna egzystencja z mniejszym lub większym wypełnianiem oczekiwań środowiska, aby móc dalej żyć nikomu nie wadząc.
Życie w internacie nie jest złe. Jedzenie jest ok, warunki dobre i w ogóle wszystko jak najradośniej. Nie ma też właściwie żadnych problemów, byleby umieć swoje typowe nawyki choć trochę dostosować do regulaminu. Nie namawiam nikogo do łamania regulaminu; po prostu nie popadajmy w przesadę. A będzie fajnie.
I nawet jeśli w ciągu jednego tygodnia szkolnego z rana zatrzasną Ci pokój, popołudniu stracisz prąd, internet i wodę, wieczorem urządzą alarm przeciwpożarowy, a dwa dni później złapią Cię na jedzeniu tosta na okienku i prawie przyłapią Cię z czajnikiem i herbatką w Twoim własnym pokoju, to bądź spokojny.
Bo...


A więc życzę wszystkim spokoju i radości w miesiącu luty, który już lada dzień! Pozdrawiam i trzymajcie się, gdziekolwiek jesteście. 

12 komentarzy:

  1. Muszę powiedzieć, że ten post podoba mi się najbardziej ze wszystkich ;)Ale to chyba dlatego, że jestem zafascynowana wszystkimi serialami, w których występuje internat, zaczynając od Tajemnic Domu Anubisa, a kończąc na Internacie. Po prostu mam obsesję na tym punkcie :P I niewiem czemu, ale chce mi się śmiać na samą myśl o nielegalnych czajnikach ukrytych w szafie, w dodatku przykrytych kocem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mnie to cieszy! :) Zwłaszcza, że pisząc tego posta najbardziej ze wszystkich dotychczasowych stresowałam się w jaki sposób zostanie przyjęty z racji tego, że zdradzam tu swoje niektóre z drobnych strategii przetrwania, które mogłyby nie wszystkim przypaść do gustu. Miłe słowa więc cieszą tym bardziej! :)
      Cóż, myślę, że nie zaszkodzi z mojej strony dodanie, że w tej szafie czajnik to jeszcze stoi w kartonie pełnym ubrań, a gdy wyjeżdżam do domu, dodatkowo wkładam go do reklamówki... :D Grunt to wszystko odpowiednio przygotować. ^^

      Usuń
  2. Tak, tak - interesujący wpis! Dyplomatycznie, z humorem, a w sumie wszyscy wiedzą, o co chodzi. Bo tak różowo, cukierkowo i cudownie jak w folderach reklamowych, to nigdzie nie ma. Grunt to umieć przeżyć. Na ile można dostosować się, korzystać z danych możliwości, ale nie stracić w tym wszystkim zdrowego rozsądku, co z powodzeniem czynisz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, właśnie to chciałam tu przedstawić. :)
      Dziękuję! :)

      Usuń
  3. "z rana zatrzasną Ci pokój, popołudniu stracisz prąd, internat i wodę, wieczorem urządzą alarm"
    Czy nie powinno być internEt? Jeśli tak, to po poprawieniu, skasuj moją uwagę :-)

    Może napisałabyś coś w stylu: fakty i mity dot. nauki angielskiego na obczyźnie? Na ile Twój pozom podniósł się? Gwałtownie czy tak sobie? Czy biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyn macie mało, w internacie jeszcze mniej (a w Twoim roczniku chyba w ogóle), to czy uważasz codzienną praktykę angielskiego za b.intensywną? A może jednak taki pobyt w angielskim liceum, to coś czego w żaden sposób nie da się nadrobić nauką angielskiego w Polsce? Bo jednak codzienne lekcje, nauczyciele, podręczniki, eseje itp, itd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uwagę, już poprawiłam. :)

      Akurat dziewczyn w szkole jest pewnie mniej więcej tyle samo, co chłopaków. W roczniku też zapewne mamy tak pół na pół. Tylko w internacie jest nas mało, a z mojego roku jestem jedyna.

      Nad takim postem się zastanowię. Ale jeśli chodzi o takie doświadczenia dnia codziennego, to pod kątem mówienia, swobody wyrażania myśli i ogólnego zrozumienia tekstu czytanego czy słów drugiej osoby, to na pewno widać różnice na plus. Osłuchanie z językiem i obcowanie z nim 24/7 to coś, co uzyska się wyłącznie żyjąc w danym kraju i to nie jest wielka tajemnica. Natomiast pod kątem słownictwa czy gramatyki to więcej się człowiek nauczyłby pewnie w Polsce albo na jakimś kursie językowym, bo struktury używane na co dzień nie porywają swym bogactwem.

      Usuń
    2. O, hej!

      Skoro już mowa o biegłości w angielskim; to czy mówiąc po angielsku, jednocześnie myślisz w tym języku? A jeśli tak, to ile czasu Ci zajęło opanowanie tej zdolności? To chyba najlepsza miara biegłości w danym języku, oraz umiejętność najtrudniejsza do opanowania, nie mając kontaktu z językiem 24/7.

      Usuń
    3. Dzięki za odp. Jak znajdziesz lukę w swoich planach blogowych, to strzel dłuższego posta na ten temat :) A czy dalej zdarzają Ci się sytuacje, że nie rozumiesz, co mówią tubylcy? Pomijam tu oczywiście pojedyncze słowa czy zwroty, szczególnie specjalistyczne. Bardziej chodzi mi o to, czy bywa tak, że po prostu gubisz wątek, gdy rodowici Anglicy bełkoczą szybko coś do siebie.

      Usuń
    4. Tak, jak mówię po angielsku, to w tym języku też myślę. Czasem mózg podrzuca mi słówka po polsku, a jak się uczę, to miksuję oba języki. Przychodzi to naturalnie.

      Ok, może pod koniec miesiąca coś się znajdzie. :)
      Wydaje mi się, że sytuacje gubienia wątku się nie zdarzają; chyba, że się autentycznie wyłączę podczas rozmowy, co i w Polsce się zdarza. ;) Zresztą, w Norfolk mają całkiem jasny sposób mówienia i jedyną osobą, którą naprawdę trudno zrozumieć jest nowy nauczyciel Business Studies. Ale on chyba pochodzi z Kenii i jest to jego drugi język, więc mówi nie tylko dziwnie, ale i po prostu niepoprawnie pod względem gramatycznym, co nie poprawia sytuacji. :/ Jego strasznie źle mi się słucha, ale staram się jak mogę, oczywiście. ;)


      Tutaj co nieco o tym pisałam: http://ada-na-emigracji.blogspot.co.uk/2014/11/angielski.html

      Usuń
    5. W życiu bym nie przypuszczała, że prestiżowa angielska szkoła zatrudnia nauczyciela który kaleczy angielski (no, nawet lekko). To może od niego struktur i wymowy się nie ucz ;)

      Usuń
    6. Cóż, szkoła jak szkoła, różnie to bywa. ;) Ale spokojnie, 2 lekcje tygodniowo to jeszcze nie tyle, żeby komuś porządnie wpłynąć na znajomość języka. ;)

      Usuń
  4. Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.

    OdpowiedzUsuń