Wszystko kiedyś się kończy. Jak pewnie wiecie, moje stypendium też nie potrwa już długo. Dokładnie 14 marca pozostawało 100 dni do jego końca. Z tej okazji postanowiłam tu urządzić STUDNIÓWKĘ, czyli drobne podsumowanie i zestawienie tego, co było do tej pory wraz z planami tego, co jeszcze zamierzam zrobić.
100 dni to i dużo, i mało.
Dużo, bo mogę jeszcze wiele zrobić. Mało, bo lwią część tego spędzę w Polsce, pozostając poza realizacją blogowych planów. Z racji tego, zamiast tworzyć listy zadań, w których stosunek liczby zadań do wykonania każdego dnia byłby znacznie wyższy niż 1:1, pozwoliłam sobie podzielić to i owo na parę różnych kategorii, w ramach których będę podsumowywać i planować. No i, oczywiście, motywować do jak najlepszego wykorzystania czasu, który mamy do dyspozycji bez względu na to, gdzie i na jak długo się znajdujemy.
Edukacja
Początkowo chciałam to rozbić na "edukacja" i "egzaminy", ale jedno jest z drugim ściśle powiązane, więc myślę, że dla ułatwienia, lepiej jest omawiać to jako całość.
We wrześniu 2014 roku...
Na początku cel był prosty: ogarnąć lokalny system edukacji. Bo jest on zawiły tak, jak dla nich nasz. A ja chciałam wiedzieć, ile trwa nauka w szkole, na jakie etapy jest podzielona i czym jest ten ich pseudo egzamin gimnazjalny (GSCE), którym oni przejmują się niesamowicie, podczas gdy u nas wynik z jego odpowiednika przydaje się tylko w procesie rekrutacji do szkoły średniej.
Potem przyszło zrozumienie angielskich egzaminów na koniec szkoły średniej (A-levels) oraz standaryzowanego dla wszystkich uczniów planu zajęć. Trzeba było się przyzwyczaić do 50-minutowych lekcji, innego podziału przerw i zajęć kończących się o 16:40.
Gdy tu przyjechałam, walczyłam też o zyskanie reputacji ucznia, który stara się jak może i jakoś tam sobie radzi. Było stopniowe osiąganie jak najlepszych ocen (bo przedmioty humanistyczne i społeczne ze względu na konieczność pisania esejów bywają trudne); była walka ze słownictwem i zapisem na matmie. Ale starałam się i tydzień po tygodniu było coraz lepiej.
Później chodziło o napisanie lutowych próbnych jak najlepiej; o załatwienie sobie pisania egzaminów na laptopie, gdy odkryłam, że moje pismo bywa dla nich nieczytelne; o jak najlepsze napisanie egzaminów końcowych.
Potem, po wakacjach, dobre rozpoczęcie roku 13. Napisanie jednego courseworka i zaplanowanie drugiego przed Świętami. Ogarnięcie się z próbnymi.
Veni, vidi, vici.
To co dalej?
Teraz...
Plan jest prosty: przygotować się jak najlepiej do matury na poziomie rozszerzonym (A2).
Mam 9 egzaminów; pierwszy - 18 maja, ostatni - 24 czerwca. W międzyczasie jadę do Polski. Mam też tydzień bez ani jednego egzaminu, tylko po to, by później mieć dwa egzaminy jednocześnie. Ale spokojnie, ogarnie się; bywały już takie sytuacje w historii tej szkoły.
Ja ze swojej strony będę się starała uczyć, powtarzać, zrobić fajne notatki, opuszczać jak najmniej lekcji, oddawać prace w terminie i w ogóle wykorzystać jak najlepiej pozostały mi czas. Będzie dobrze!
Potem przyszło zrozumienie angielskich egzaminów na koniec szkoły średniej (A-levels) oraz standaryzowanego dla wszystkich uczniów planu zajęć. Trzeba było się przyzwyczaić do 50-minutowych lekcji, innego podziału przerw i zajęć kończących się o 16:40.
Gdy tu przyjechałam, walczyłam też o zyskanie reputacji ucznia, który stara się jak może i jakoś tam sobie radzi. Było stopniowe osiąganie jak najlepszych ocen (bo przedmioty humanistyczne i społeczne ze względu na konieczność pisania esejów bywają trudne); była walka ze słownictwem i zapisem na matmie. Ale starałam się i tydzień po tygodniu było coraz lepiej.
Później chodziło o napisanie lutowych próbnych jak najlepiej; o załatwienie sobie pisania egzaminów na laptopie, gdy odkryłam, że moje pismo bywa dla nich nieczytelne; o jak najlepsze napisanie egzaminów końcowych.
Potem, po wakacjach, dobre rozpoczęcie roku 13. Napisanie jednego courseworka i zaplanowanie drugiego przed Świętami. Ogarnięcie się z próbnymi.
Veni, vidi, vici.
To co dalej?
Teraz...
Plan jest prosty: przygotować się jak najlepiej do matury na poziomie rozszerzonym (A2).
Mam 9 egzaminów; pierwszy - 18 maja, ostatni - 24 czerwca. W międzyczasie jadę do Polski. Mam też tydzień bez ani jednego egzaminu, tylko po to, by później mieć dwa egzaminy jednocześnie. Ale spokojnie, ogarnie się; bywały już takie sytuacje w historii tej szkoły.
Ja ze swojej strony będę się starała uczyć, powtarzać, zrobić fajne notatki, opuszczać jak najmniej lekcji, oddawać prace w terminie i w ogóle wykorzystać jak najlepiej pozostały mi czas. Będzie dobrze!