sobota, 27 września 2014

Szkolne opowieści... O weekendowej rutynie.

A dziś o tym, jak wygląda typowy szkolny weekend.

Piątek 

Lekcje kończą się właściwie o 14:40.
Potem jest obowiązkowy apel, po którym nie odbywają się już żadne zajęcia dodatkowe (jest to jedyny taki dzień tygodnia), a wszyscy rozjeżdżają się do swoich domów.
Są też wyjątki - osoby, które zostają w internacie na każdy weekend. Są to tzw. full-boarders. I ja jestem właśnie jednym z nich.
Piątek jest leniwy. Mnie, wyznającej zasadę, że w piątkowy wieczór nie robi się nic związanego ze szkołą albo odrabia jedynie matmę, trudno jest zmienić przyzwyczajenia. Tak więc, póki co, moje trzy piątki polegały na względnym odpoczynku i rozmowach na Skype. A wszystko to przedzielone kolacją o 17:50 i z wymuszonym zakończeniem około 22:30 (gaszenie światła); ewentualnie: w porywach do 23:30 (wyłączanie Wi-Fi).


niedziela, 21 września 2014

Słów kilka na temat... Za czym się tęskni, czego brakuje?

Miał być post o zajęciach dodatkowych, ale w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Dodam go następnym razem, bo dziś chcę Was uraczyć listą rzeczy, za którymi się tęskni na obczyźnie. Mówię ogólnie, bo wiem, że część z tego, o czym napiszę - jak nie większość - dotyczy nie tylko mnie.


Za czym się tęskni, przebywając na "emigracji"? 

Za ludźmi. 
To takie oczywiste - najbardziej oklepane, a zarazem najbardziej prawdziwe. Tęskni się za rodziną, przyjaciółmi, znajomymi. Za wszystkimi bliskimi ludźmi, po prostu.

Za domem. 
Brakuje mi mojego pokoju, domu; a idąc szerzej - szkoły, miasta, okolicy. Taka tęsknota za miejscami, które mija się codziennie, niekoniecznie przywiązując do nich aż taką uwagę.

Za językiem polskim. 
Kolejna rzecz, która wydaje się oczywista. Polski.
W Polsce, wiadomo, powszechny. Tu - usłyszeć polski - cóż, zdarza się, ale ja osobiście mam tylko jednego rozmówcę, z którym bezwarunkowo mogę się porozumieć w moim języku. I bardzo się z tego cieszę. Także dlatego, iż po tylu godzinach z angielskim po prostu człowiek chce się na chwilę oderwać.
Wiem, że to może brzmieć niemiło, ale miałam dotąd dwie sytuacje, w których byłam tak zmęczona angielskim, że po prostu marzyłam, żeby ci ludzie się uciszyli i zaczęli mówić w normalnym języku, jak już muszą. Wybaczcie, mówiłam, że to zabrzmi mało sympatycznie. :P

Za Polską. 
Nie będę się długo rozwlekać, ale z wielu powodów: im dłużej tu jestem, tym bardziej doceniam swój kraj. Ma wady, ma zalety, jest inny, ale to moja ojczyzna. Bez względu na wszystko.

niedziela, 14 września 2014

Szkolne opowieści... O rutynie dnia codziennego.


Pierwszy tydzień szkolny za mną!
Jest dziwnie, inaczej. Wciąż mnie coś zadziwia, ale na szczęście przestałam się gubić na terenie szkoły. Korzystając z okazji, postanawiam przybliżyć światu zaobserwowaną tu rutynę dnia i swoje przedmioty.
Nie, sama jeszcze nie wszystko ogarniam. I pewnie szybko się to nie zmieni. Ale co wiem, to przekażę. Niech wiedza "pójdzie" w świat! :D

Przykładowy dzień z tego tygodnia wyglądał następująco:

7.30 - pobudka
Taaaak. Nie jest to jakoś specjalnie wcześnie, ale na tyle późno, żeby w Polsce, leżącej (przypominam! :D) w innej strefie czasowej, mijało akurat 2/3 pierwszej lekcji. Ponieważ zawsze mnie wkurzało rozpoczynanie zajęć o bladym świcie, cieszę się na myśl, że moi znajomi już są w szkole, a ja jeszcze nie. Hehehe.

wtorek, 9 września 2014

Słów kilka na temat... Co w Anglii zdumiewa?


Pierwszy pełnoprawny post postanowiłam poświęcić temu, co zaskakujące i zdumiewające w tym kraju. Bo w sumie, co z tego, że odwiedzałam go już wcześniej? Inaczej jedzie się dokądś ze świadomością turysty, a inaczej, gdy się wie, że w tym miejscu spędzi się następne miesiące.
Wszystko, co zachwyca, przeraża i zaskakuje ma na człowieka dwukrotnie większy wpływ, bo bierze to do siebie. Bo przejmuje się tym o wiele bardziej, niż zazwyczaj. A więc, w skrócie:

Co mnie zdziwiło, gdy wylądowałam i pojawiłam się na terenie lotniska?

1. Angielski. Wszędzie.
Ok, to akurat najbardziej oczywiste na świecie - jest Wielka Brytania, Anglia = musi być angielski. Ale tak ze wszystkich stron, różne dialekty czy akcenty... To i tak szokuje.

2. Różnorodność ludzi.
Z miejsca, które jest od pewnego czasu jednolite kulturowo - do miejsca, słynącego z kulturalnego miszmaszu. Jest pełno ludzi, przekrzykujących się w rodzimych językach. Jest wiele odmiennych zachowań, sposobów mówienia, gestów... Coś niesamowitego, aż boli głowa.



niedziela, 7 września 2014

Ogółem

Witam na nowym blogu!

Niektórzy z Was być może kojarzą mojego poprzedniego bloga, na którym zawarłam historię swoich przygotowań do wyjazdu i listę 121 zadań, realizowanych w trakcie 121 dni, dzielących dzień rozpoczęcia roku szkolnego w angielskiej szkole od dnia założenia bloga.


Jak to się właściwie stało?

W skrócie: nazywam się Ada i wiodłam spokojne życie, do czasu, gdy nadszedł pewien niedzielny wieczór i otrzymałam telefon z informacją, że dostałam dwuletnie stypendium w szkole prywatnej w Wielkiej Brytanii.
O ile mogłam się tego spodziewać, biorąc udział w różnych kwalifikacjach i konkursach stypendialnych, wiadomość ta kompletnie zwaliła mnie z nóg. Paradoks: brać udział w konkursie i nie zdawać sobie sprawy, że można w nim coś naprawdę ugrać.
Taka szansa, tyle marzeń, tyle nadziei, tyle radości…!
Ale nie tylko. Są też ludzie, za którymi już strasznie tęsknię. Jest szkoła, którą wybrałam właśnie dlatego, że tego chciałam i którą bardzo kocham. Są inne plany. Inne obowiązki. Ogółem, całe dotychczasowe życie.