piątek, 24 kwietnia 2015

O tym, że stypendium zdumiewa. Podsumowanie (zaległe) lutego i marca.

Post wypełniony po brzegi informacjami. No, ale cóż się dziwić, w  sytuacji, gdy spędza się w Polsce tyle czasu, że przerwy od bloga trwają dłużej, niż wcześniej? I tu, od razu zła (dobra? :D) wiadomość dla niektórych z Was: nasze dni w tym roku szkolnym są policzone.  Do bodajże 8. września, zostało mi zaledwie 50 dni w Anglii. Tak więc, biorąc pod uwagę jeszcze dwa inne powroty do Polski w międzyczasie, szykujcie się już na dłuższą przerwę, która nastąpi za dokładnie dwa miesiące! 

Jeśli chodzi o stypendia... 

Kwalifikacje BAS właśnie się skończyły, więc GRATULUJĘ tym, którzy dostali stypendia! Wykorzystajcie ten wyjazd, jak możecie najlepiej, pod każdym możliwym względem! Teraz na pewno jesteście zdumieni, ale spokojnie. ;)
Swoją drogą, jeśli zastanawiacie się, jak wybierać przedmiotyjak wygląda edukacja w Anglii, jak się przygotowywać do wyjazdu, czy ogólnie, jak dobrze spędzić pozostałe w Polsce dni, zapraszam tu i tam!

Jak Ada ludzi informowała przed rokiem. 

Pamiętam, jak do mnie zadzwonił telefon. Siedziałam i jadłam kolację, jak to z przyzwyczajenia o godzinie 17. I wtedy, dzwoni. Odebrałam. Zdziwiłam się. I to jak. Zaczęła się prawdziwa gorączka. Najpierw informacyjna, bo praktycznie nikt oprócz moich rodziców nie wiedział, że startuję w jakichkolwiek konkursach stypendialnych. Szok był ogromny. Rodzeństwo, przyjaciele, a potem bliżsi znajomi. Pamiętam poniedziałek, dzień po telefonie, jak w różnych dziwnych okolicznościach informowałam kilka następnych wybranych osób. Ich miny... Coś niesamowitego. A potem klasa, najlepsza reakcja świata.  Wyobraźcie sobie: pracownia matematyczna; wychowawczyni zapowiada, że chcę coś ogłosić. Nic nowego; wręcz chleb powszedni, jak to w zawodzie gospodarza klasy bywa. Z mojej strony nietypowy stres, i to ogromny, ale na szczęście było wsparcie. Wstaję i mówię to, co mam powiedzieć. Ludzi zatyka. "Jak to?!" wisi w powietrzu. A później brawa i lawina pytań. I tak na każdym kroku, bo po poinformowaniu klasy pozwoliłam wieści o stypendium pójść w świat i roznosić się samoistnie. Budziła różne emocje. Najczęściej pozytywne. I było wsparcie, jakiego życzę każdemu. Bo w takiej sytuacji życiowej to jest ono podstawą. Emocje opadają, ale podejście do tematu zostaje na długo takie same.


A jeżeli tym razem się nie udało? 

Tym, którzy nie dostali stypendiów, życzę, żeby nie przejmowali się tym, że coś tam nie wyszło, tylko nadal robili swoje i rozwijali się w wybrany przez siebie sposób.
Dalej chcecie uczyć się za granicą? Kombinujcie!
Nie chcecie koniecznie uczyć się w liceum zagranicznym, tylko ewentualnie wyjechać później? Szukajcie możliwości!
Wolicie zostać w Polsce? Też tak można, zwłaszcza, że i tu jest sporo do zrobienia.
Poszukujcie okazji, spełniajcie swoje marzenia, choćby na około, choćby czasem było trudno, w jakiej sytuacji życiowej byście nie byli. I pamiętajcie, że wszystko w Waszych rękach! Powodzenia!


A teraz nadrabiamy zaległości: 

Podsumowanie lutowe:

1. Dotrzeć do domu.
Zaskoczę Was. Udało się. I to nie raz:D

2. Zrobić Tablicę Motywacji.
A oto, przedstawiam:


3. Zapisać się na egzamin z teorii muzyki, polski AS i grade 7 ze śpiewania.
Zrobione! Teraz tylko ogarniać egzaminy z dawnych lat, śpiewać dużo i będzie ok.

4. Zacząć naukę teorii do prawa jazdy.
Książka - pożyczona. Płytka - odpalona. Poziom wiedzy z teorii - średniawy. Niektóre kwestie są oczywiste i banalne, ale inne... Hm. No ale zaraz, ja tego nie zdam?! Od czegoś jest ta książka i testy. ;) 


5. Wypożyczyć z biblioteki książki do niemieckiego.
Podręczniki do francuskiego, dwie półki. Podręczniki do hiszpańskiego, jedna. Podręczniki do niemieckiego, dwie sztuki. Ale przynajmniej już są u mnie i mogę się z nich uczyć. Świetna sprawa, polecam. :)

6. Nauczyć się na mocki przed wyjazdem do Polski i przeżyć tydzień mocków.
Tak dawno, że aż nieprawda. No dobra, żartowałam. To było trochę straszne i nawet zdążyłam Wam o tym napisać, ale przynajmniej wyniki ok.

7. Spędzić dobrze czas w Londynie, a potem w Polsce.
Jak zwykle, było naprawdę fajnie. :D 

8. Kupić bilety na przedstawienie w marcu dla rodziców i przygotować z nimi ich przyjazd na moje urodziny.
Po wielu dniach planowania, ułożyłam ostateczną listę obiektów wartych odwiedzenia. Rodzicom się podobało, a więc w porządku. Ale o tym już w podsumowaniu marca poniżej. 

9. Obejrzeć przynajmniej 3 filmy nominowane w tym roku do Oscara.
Obejrzałam te: 

Boyhood - kilkanaście lat życia Masona i... W sumie tyle. Momentami wlókł się jak flaki z olejem, choć koncepcja ogólnie fajna. Niemniej jednak, jakoś mnie nie powalił. 

Teoria wszystkiego - całkiem niezły film, choć temat miłości Hawkinga i Jane w końcu zniknął w tym wszystkim i właściwie nie został w pełni wyczerpany. Ogólnie, sympatyczny film, no ale... Czegoś mi zabrakło. Choć generalnie sporo ciekawostek nt. Hawkinga, jego pracy i choroby; świetna gra aktorska.

Wielka Szóstka - ok, inna kategoria, ale też nominowany, a nawet zwycięski. I jaki sympatyczny! Baymax - ten baloniasty z obrazka obok- jest niesamowicie uroczy i dobry; bardzo rozczulający bohater Polecam! Taki Disney, jakiego wszyscy znamy i kochamy. 


10. Znaleźć krótszą drogę do ulubionego kina w Norwich. 
Moje ulubione znajduje się po drugiej stronie rzeki i miałam strasznie wielki problem z trafieniem tam, ale już jest lepiej. Jak raz szłam o 4km za dużo, tak teraz dałam radę dotrzeć w miarę sprawnie. 
Swoją drogą, to kino znajduje się w bardzo ładnej dzielnicy, zobaczcie sami: 

kino "Odeon" i jego okolice


11. Nauczyć się całej hiragany i wrócić do ćwiczenia japońskiego.
Hiragana czasem ciągnie się spaghetti, ale daje radę. A japoński to jest jeden z tych języków, których nauka jest niesamowicie satysfakcjonująca, choć jest to, oczywiście, niezłe wyzwanie. 


A marzec? 

1. Mieć świetne urodziny. 
Jak już wspominałam tu, było naprawdę nieźle. Filmik z życzeniami, telefony po nocy i za dnia, dużo bardzo miłych wiadomości i zdjęć... A ze strony Anglików "Happy Birthday" kilkukrotne, sporo miłych słów, impreza na historii i druga, w internacie, na którą w sumie zaspałam. W domu natomiast kolejne prezenty, niespodzianki i udane przyjęcie dla rodziny. Tak więc, ogólnie było super, mimo wszystko. :D 

mój tort; mój urodzinowy obiad podczas przyjęcia dla rodziny; kamera z tortu;
kartka od siostry; tort - niespodzianka od Kingi; tulipany od siostrzeńców; prezenty;
rodzinna rozgrywka w kręgle; kawa z przyjęcia. :D 


2. Obejrzeć co najmniej 3 thrillery. 
Obejrzałam: 
Prestiż - niezły, choć z niespodziewaną odrobiną fantastyki. Bardzo fajnie zrobiony i zaskakujący, zdecydowanie na plus. 

Wyspa Tajemnic - trzyma w napięciu i momentami przeraża, więc nie polecam oglądać w nocy, w internacie, w weekend, gdy jest się jedynym człowiekiem we wschodnim skrzydle. Film otwiera też drogę do własnych interpretacji, co jest naprawdę fajne. 

Incepcja - kolejny świetny film z Di Caprio, który warto zobaczyć. Mniej mi się podobał, niż Wyspa Tajemnic, ale też genialny, zwłaszcza, że temat snów jest jednym z tych, które interesują mnie najbardziej w psychologii. Warto zobaczyć, trzyma w napięciu. 



3. Pokazać rodzicom to, co najważniejsze w tym rejonie Anglii, gdy przyjadą.
Myślę, że się udało. W sobotę byliśmy w Norwich, gdzie zwiedziliśmy zamek, katedrę i kilka pomniejszych obiektów. Byliśmy też w Muzeum Musztardy, gdzie kupiłam tacie prezent urodzinowy (miał swoje święto dwa dni po moim): musztardę czekoladową o smaku chilli. I choć została skonfiskowana na lotnisku, a ja planuję kupić następny słoik, gdy będę jechać do domu na wakacje z dużym bagażem, mimo wszystko był to udany dzień, pełen interesujących doświadczeń. 

Muzeum Musztardy; katedra w Norwich; zamek w Norwich; tzw. Forum, gdzie są organizowane różne spotkania, a na co dzień znajduje się biblioteka, mnóstwo restauracji, sporo pomniejszych film i lokalna siedziba BBC. 


Potem byliśmy w szkole na przedstawieniu i zwiedzaliśmy jej okolice. A w niedzielę... 

4. Pojechać nad morze.
...Byłam z rodzicami nad Morzem Północnym w Lowestoft. Jest to miejscowość oddalona 30 minut autobusem od szkoły i można jechać bezpośrednio z Norwich. Fajnie było zobaczyć może, ale tej miejscówki nie polecam: strasznie biedna  i robotnicza. Same fabryki, dużo domów w okropnym stanie, a biedę po prostu widać na pierwszy rzut oka. Następnym razem wybiorę się do turystycznego Great Yarmouth położonego w tej samej odległości od szkoły, aczkolwiek i tak uważam, że fajnie było wreszcie zobaczyć zimne morze, do którego mam w linii prostej zaledwie kilkanaście km. 

deptak; centrum Lowestoft; Morze Północne. 


5. Zdać egzamin z teorii muzyki. 
Uwaga, uwaga, zdałam! 88/100, czyli całkiem nieźle. :D No i teraz mogę już bez problemu podchodzić do egzaminu ze śpiewania, bardzo ok. 

6. Skończyć coursework z "Jumpers" w terminie. 
Na szczęście podołałam! Dzięki temu, nie musiałam nad tym ślęczeć podczas przerwy wielkanocnej  lub - co gorsza - utknąć w szkole na dodatkowe trzy tygodnie. O moralnej degeneracji w sztuce "Jumpers", całkiem ciekawy temat. Jeśli ktoś chciałby przeczytać, dajcie znać. :D 

7. Dotrzeć do domu na Wielkanoc bez jakichkolwiek problemów. 
Problemy, nie problemy, ale dotarłam i spędziłam w domu miłe 24 dni. ^^ 
Takie drobne podsumowanie: 

budyń po nocy; mazurek mojego autorstwa na święta; ukochana pomidorówka;
nowy mieszkaniec mojego domu tj. szczeniak o imieniu Nora; rowerem w świat; pisanki mojego autorstwa;
miasto moje; porównanie wielkości danego w prezencie masła orzechowego z USA z największą nutellą; wielkanocna babka brownie mojego autorstwa; Modlin wita; gotujemy po nocy; dzień otwarty w moim liceum, polecamy szkołę;
wymarzona i wyczekana zgoda na oddanie organów po śmierci + karta klubu Dawca; Warszawa; wybieramy etykiety na Nutellę i miasto moje part 2. 


8. Ogarnąć wszystkie kwestie związane z moim działem w MiM. 
Rekrutacja póki co skupiona na bliskich mi ludziach, więc jeżeli tylko chcecie dołączyć do działu "Wiedza", to wiecie, co robić. :D 

9.  Obejść przyszkolne tereny. 
Byłam i na cmentarzu, i przy kościele, i przy fontannie. Jest tu ładniej, niż sądziłam; zobaczcie sami: 

fontanna, las, tył głównego budynku szkoły. 


10. Pojechać na wycieczkę do Londynu i się dobrze bawić.
Ambasada była w porządku, aczkolwiek samo spotkanie trwało trochę krótko, wręcz nieproporcjonalnie do ilości czasu spędzonego w autokarze. Niemniej jednak, miałam okazję zobaczyć chyba największą z londyńskich siedzib ambasadorów, przejechać po centrum stolicy Wielkiej Brytanii i pośmiać się ze znajomymi, więc nie był to zmarnowany czas. :D 

ambasada z daleka; domy londyńskie; ambasada z bliska.


11. Uśmiechnąć się do co najmniej 20 lokalnych osób. 
Uśmiechałam się, a oni się oduśmiechali. I tak, trochę więcej radości zapanowało na świecie. Polecam taki eksperyment, można komuś nieźle poprawić humor (i sobie samemu też). :D 


Dzisiaj długo, ale sądzę, że po miesiącu przerwy to wręcz wypada, aby tak było. :D 
Za tydzień będzie również ciekawie, mimo że nadciagają wkrótce egzaminy, więc zapraszam serdecznie!
Trzymajcie się ciepło, korzystajcie z nadchodzącej majówki, cieszcie się, że będziecie mieć wolne, podczas gdy ja się uczę, a maturzyści... Wiedzcie, że Was rozumiem, a stało się to o rok za wcześnie. Trzymajcie kciuki za mnie, ja trzymam za Was. Powodzenia wszystkim i do wkrótce! 

8 komentarzy:

  1. "Boyhood" Ci się nie podobał??????????????? :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie według mnie był przeciętny, a Ty, osobo komentująca, jesteś już drugą osobą w ciągu ostatniej godziny, która jest tym faktem strasznie zaszokowana. :D

      Usuń
  2. Ada wróciła! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I sobie pójdzie, i znowu wróci, i pójdzie... Tak w kółko. :D

      Usuń
  3. Kocham Cię za to, że prowadzisz tego bloga ^^ i trzymam kciuki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. ;)
      I wzajemnie, wszystkiego dobrego. :)))

      Usuń
  4. Czy to prawda, że w Anglii strasznie się tyje? Boję się tego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, spokojnie, wszystko w tym zakresie zależy od Ciebie. ;)
      Pisałam już o tym wcześniej; to jest właściwie jak wszędzie. Jeśli jesz niezdrowo i się nie ruszasz, bardzo szybko zaczniesz przybierać na wadze, mając do tego skłonności. Nie można się jednak nastawiać, że wszystkich czeka taki los.
      Polecam nie objadać się podobnym do gąbki pieczywem, nie jeść dzień w dzień jak typowy, wręcz stereotypowy Anglik, zostawiać sobie codziennie choć trochę czasu na sport i będzie ok. :)

      Usuń