niedziela, 12 czerwca 2016

Pożegnalny cykl... Za czym będę tęsknić po zakończeniu stypendium?

I już Anglia. 2 kolejne egzaminy za mną; przede mną jeszcze 5, z czego tylko jeden w przyszłym tygodniu, który będzie też moim ostatnim spędzonym w 100% w szkole. Tak więc, robi się coraz bardziej poważnie i już wkrótce się stąd naprawdę zabieram. 
Z jednej strony mnie to cieszy, nie ukrywam. Chętnie wrócę do Polski i zacznę następny etap życia.
Z drugiej - szkoda. Wiadomo, dwie strony medalu. Do pewnych rzeczy się przyzwyczaiłam; inne mają swój urok, a i po prostu tak właśnie wyglądało moje życie przez 2 lata i przykro mi, że ten etap dobiega końca. 
Tak więc, tak, jak na początku stypendium pisałam o tym, za czym się tęskni, będąc poza Polską (i to był jeden z najbardziej uniwersalnych i aktualnych postów na tym blogu w całej jego historii, bo utożsamiam się z nim pomimo upływu czasu), tak teraz przedstawiam odpowiedź na pytanie: 

Za czym będę tęsknić po wyjeździe z Anglii? 

Płatki 
Tak, tak, w Polsce też mamy płatki, i to naprawdę dobre. Ale po dwóch latach praktycznie codziennego jedzenia płatków Kellogg's mam wrażenie, że moje życie nigdy już nie będzie takie samo. 


Najbardziej ironiczne jest to, że w Polsce byłam miłośniczą czekoladowych płatków takich, jak Chocapic (zwłaszcza Duo, póki istniały), Nesquik czy - w bardziej współczesnych czasach - czekoladowe musli, natomiast tu moi ulubieńcy są najzwyczajniejszymi płatkami zbożowymi, tj. kwadratowymi Shreddies oraz Super K. Nie wiem,  co takiego w sobie mają, ale są naprawdę pyszne i nie wiem, jak bez nich przeżyję. Będzie ciężko. 



Niezależność
I to jest taka bardziej poważna kwestia. 
Dwa lata podejmowania decyzji, zajmowania się sobą i zupełnej odpowiedzialności za to, jak wygląda życie na miejsce. To znaczy, rodzice są, ale nie ma ich tu i teraz, więc trzeba myśleć samodzielnie i nie można podejrzewać, że tak, jak zawsze będą wiedzieli, co robić w danej sytuacji, skoro sami w tym systemie czy szkole się nie uczyli i jest to dla nich - mimo wszystko - nowe  i obce. No i ogólnie, w domu żyje się inaczej. Czasem ktoś Cię pogoni do nauki, powie ci, co masz zrobić czy kiedy posprzątać pokój. Tu, jak nie posprzątasz, to żyjesz w bałaganie, a jak nie odrobisz lekcji, to Ty ponosisz za to odpowiedzialność. Są opiekunki, matrony czy jak zwał, ale to już coś innego. To przede wszystkim Ty nadajesz kształt temu, co się z Tobą dzieje.  
Niektórzy mogą się w tym na początku gubić, ale koniec końców jest to całkiem fajne.  
I to właśnie coś, za czym będę tęsknić. W każdym razie, na pewno chwilowo. 




Architektura angielska
Jako osoba, która uwielbia różne budowle i zawsze doszukuje się podobieństw i różnic między nimi na podstawie miejsc powstawania czy okresu historycznego, w angielskiej architekturze zakochałam się już parę ładnych lat temu, będąc tu na wakacjach. A ponieważ stara miłość nie rdzewieje, już w pierwszych dniach "stypendialnego" pobytu w Anglii miałam telefon wypełniony licznymi zdjęciami domów, kościołów, sklepów czy szkół.
Uwielbiam tutejszy styl budowania i będę tęsknić za jego widokiem. Bo choć ta architektura nie jest ani lepsza ani gorsza od polskiej, francuskiej czy włoskiej, to jest po prostu inna. I w tym tkwi jej urok. 



Mundurek
Dla jednych koszmar, dla innych - wybawienie. 
Osobiście, lubię się zastanawiać, w co się ubrać, i tak dalej, ale na co dzień mundurek jest po prostu bardziej wygodną opcją. Zamiast wystawać przy szafie czy szperać w Internecie w poszukiwaniu inspiracji, wstajesz o tej 8:20, zarzucasz identyczną marynarkę, koszulę, rajstopy, buty i spódnicę, po czym wychodzisz. 
I, o ile nie wiem jeszcze, co zrobię z 20 parami identycznych rajstop, 10 białymi koszulami, 2 marynarkami i 2 spódnicami po powrocie do domu, to jednak uważam, że taki układ naprawdę nie był zły. 



Ben&Jerry's
I to jest coś, czego brak w Polsce po prostu boli. Czemu, ach, czemu Ben&Jerry's nie pojawił się jeszcze w Polsce?! 
A cóż to jest? Marka lodów i deserów lodowych, tylko takich po prostu genialnych. Często ciasteczkowych.  I w sumie już o nich pisałam, ale obrazek z przykładowymi połączeniami smaków przedstawiam poniżej jeszcze raz, żebyście bardziej uświadomili sobie ogrom tej straty. 




Codzienna rutyna
Powiązane z niezależnością. Życie w internacie bywa różnorakie, ale codzienność ma swoje zalety. 
Wstaję sobie o tej 8:20, na ostatnią chwilę jem śniadanie, idę na lekcje i jakoś to wszystko się toczy. Nauka, seriale, nauka, książki, gadanie z ludźmi, nauka, sport, nauka, jeszcze więcej gadania z ludźmi, nauka. Dzień za dniem jakoś mija, ale widać postępy. Codziennie uczę się czegoś nowego; często staję twarzą w twarz z ciężkimi sytuacjami i w efekcie, uczę się jeszcze więcej. Ogólnie, dosyć edukacyjny pobyt. A ta codzienność jest całkiem miła i szkoda, że niedługo jej nie będzie. 


Możliwość spędzenia weekendu w Londynie
To jest coś, co jeszcze 2 lata temu było dla mnie abstrakcyjne. No bo, jak to tak? "- Co robisz w weekend? - A, wiesz, jadę sobie do Londynu." No jak to brzmi?! 
Normalnie, całkiem normalnie. Zabierasz najpotrzebniejsze rzeczy i jedziesz. 
To stypendium dało mi ciekawą możliwość jeżdżenia po obcym kraju, podróżowania; pozwoliło zrozumieć, że w sumie to, co abstrakcyjne, nie zawsze takie jest, tylko wszystko zależy od punktu widzenia. 


I będzie mi tego brakować. Okej, średnio lubię Londyn, ale mimo wszystko ma swój klimat i fajnie tam tak sobie na luzie pojechać w weekend i pochodzić, jak w Polsce po Warszawie. Miło było mieć świadomość, że nawet do Oksfordu mogę pojechać, mając taki kaprys i że Cambridge jest zaledwie 1,5h drogi stąd. To wszystko było świetne i nauczyło większej otwartości na świat. Czyli czegoś wspaniałego.


Dziwne połączenia żywieniowe
Pisałam o tym ostatnio i powiem tak: toście z masłem orzechowym, dżemem i smarowidłem czekoladowym oraz wrapie z serem brie i żurawiną, BĘDĘ ZA WAMI TĘSKNIĆ!


Styl tej szkoły
No i, jak tu to mówią: "last but not least", styl tej szkoły. 
Mimo wszystko, będę tęsknić. Za śniadaniem jadanym w ostatniej chwili. Za coczwartkową zmianą pościeli. Za bieganiem z koszykiem pełnym prania. Za tym, jak opiekunki o 7:30 pukały do moich drzwi i głęboko wierzyły, że naprawdę to słyszę. Za panią sprzątaczką, opowiadającą mi o swojej operacji stopy sprzed 10 lat, podczas gdy ja akurat usiłuję znaleźć jakąś zaginioną książkę, a ona myje moje lustro.  Za opiekunką, komentującą "well done", gdy byłam spóźniona na rejestrację tylko 2 minuty, a nie 5. Za rejestracją i moim tutorem, grożącym przeklinającym chłopaków z formu, że będą musieli wrzucić po funcie za brzydkie słowo do wielkiej, niebieskiej świnki-skarbonki. Za lekcją matmy, gdzie nauczycielka puszczała nam piosenki o całkach. Za historią, gdzie dyskutowaliśmy o prawach człowieka niczym ONZ. Za biznesem, gdzie graliśmy w quizy wiedzowe w formie wyścigów samochodowych. Za lunchem z koleżankami i wspólną posiadówką w budynku muzycznym w oczekiwaniu na koniec przerwy. Za zajęciami dodatkowymi. Za nauką przy moim wielkim biurku. Za moim pokojem, w tym roku największym w całym internacie. Za przerywającym Skype. Za siłownią i wszystkimi minutami spędzonymi na bieganiu na bieżni. Za wielkim terenem szkoły, po którym biegałam i biegałam w weekendy. Za wyprawami do wsi po jedzenie. Za zwiedzaniem przyszkolnych terenów. Za apelami. Za graniem na fortepianie w sali balowej. Za śpiewaniem w klasie w budynku muzycznym, ze ścianami obitej dywanem. Za dziwnymi tradycjami typu: "kapitanowie dwóch różnych domów nie mogą siedzieć obok siebie". Za nielegalnymi wyprawami do internatu w czasie przerw czy okienek. Za radością, gdy w tym samym czasie jest i woda (+10 do satysfakcji, jeśli ciepła), i prąd, i ogrzewanie, i Internet. Za nocnymi, weekendowymi Skype z dwoma innymi stypendystkami (pozdrawiam Matyldę i Karolinę! :D). Za lotami wte i wewte. Za wypisywaniem kartki z planami na następny halfterm na 3 tygodnie przed nim, ściąganiem walizki - na 2 tygodnie przed i drukowaniem karty pokładowej - na tydzień przed. Za wiewiórkami i podejrzanym, polnym ptactwem, podchodzącym pod samo okno. Za podnoszeniem rolet każdego poranka i świadomością, że dzisiaj kolejny dzień, w którym na pewno wiele się nauczę. Zwłaszcza o sobie albo innych ludziach. Bo codziennie można było doświadczyć czegoś innego. 
A takich kwestii związanych ze stylem szkoły jest jeszcze więcej. 



I tak, kończąc ten post, stwierdzam, że jest parę kwestii, za którymi można tęsknić. Bo szkoła miała swój klimat, a i ogólnie codzienność była pewna takich "małych rzeczy", dających radość. 
Ale warto pamiętać, że wszędzie, w każdej sytuacji takie kwestie się pojawiają. Tak więc, choć trochę szkoda, że ten ustabilizowany, dwuletni etap życia się kończy i pozostaje niewiadoma, co dalej, to jednak cieszę się, że mogłam z tego wyciągnąć, co najlepsze, aby teraz móc pójść dalej. I odkryć coś nowego, i realizować się w inny sposób, i może nawet być bliżej ludzi, którzy są dla mnie ważni lub mogą takimi się stać. A więc, o ile to było udane stypendium, a przyszłość może przerażać, to jednak cieszę się na nią. I liczę, że wiele mnie nauczy i nieraz jeszcze zaskoczy tak, jak ten rozdział, który właśnie siędomyka. 
I chyba nigdy nie pisałam tu jeszcze tak filozoficznie, więc myślę, że czas się pożegnać, haha. :D 
A więc trzymajcie się ciepło i zajrzyjcie tu w przyszły weekend, bo zamierzam opublikować pewien post, który piszę już bardzo, bardzo długo. :) Myślę, że fajnie by było, gdyby jak najwięcej osób go przeczytało, więc nie zapomnijcie, a póki co, bawcie się dobrze, pozdrawiam Was! :) 

2 komentarze:

  1. A ja z pewnością będę tęsknić za twoimi postami 😄

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to bardzo miłe! :D Ale może jeszcze pojawię się w blogosferze, kto wie, kto wie. :)

      Usuń