środa, 22 października 2014

Szkolne opowieści... Do domu wrócić.

Miałam do napisania wiele mądrości, ale zostawiam je sobie na później.
Co właściwie mam powiedzieć?

Jestem w Polsce. 
Jestem w domu. 
Fajnie jest. 

Ale najpierw trzeba było tu dotrzeć.

Jak mi się to udało? Jak zwykle, sprawnie i bezproblemowo. 

UWAGA: ...I tu zaczyna się mnóstwo sarkazmu, ironii i czego tam jeszcze. Przed czytaniem skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy post czytany z niewłaściwym podejściem zagraża dobru wszechświata i pokojowi na świecie.




Piątek, 17.10 

Teoria: 
Taxi do Norwich, a potem pociągiem z Norwich do Londynu, gdzie z przesiadką - do domu koleżanki. Łatwizna, zwłaszcza, gdy masz listę, co po kolei robić.

Praktyka: 
1. Taxi.
Czekasz pod szkołą. Mija minuta, druga, trzecia... I nagle, na opustoszałym parkingu pojawia się samochód. Taxi? Nie. Jakiś zupełnie nieoznakowany. Kierowca wysiada, pyta o Twoje imię i nagle okazuje się, że to on jest taksówkarzem. Jest? Nie jest? Nie wiesz tego, ale z braku laku wsiadasz. Może nie jest seryjnym mordercą z mini - siekierką w bagażniku.




2. Pociąg.
Jak już ogarniesz który z trzech biletów wybrać i wsadzić do automatu, należy znaleźć wagon i zająć odpowiednie miejsce. Spoko. Gorzej, jeśli Twój bagaż nie zmieści się na półkę, bo za wąska, a Ty rozetniesz sobie rękę przy próbie umieszczenia go na niej. Jeśli w końcu się poddasz i postawisz go na podłodze - tym lepiej dla Ciebie. Pamiętaj, przed Tobą tylko trzy godziny z podkurczonymi nogami (brak miejsca wywołany walizką) i będziesz w Londynie.



3. Przesiadka
Nacieszony panoramą City widoczną z daleka? Gratulacje, bo teraz tak pięknie nie będzie. Czeka bowiem na Ciebie zajadły tłum, w którym, zamiast chłopów z widłami, odnajdziesz prawdziwą, żądną krwi, multikulturalną mieszankę. Typowy Londyn w godzinach popołudniowych. Walcz, pluj i plądruj... A w końcu i tak się okaże, że internet Cię oszukał, bo pociąg, którym masz jechać, tak naprawdę nie istnieje.



4. Przesiadka - po tym, jak już zrozumiesz, że 'Internet kłamie'. 
Idziesz do informacji. Pan wysyła Cię do metra. Ok, ale plan metra sugeruje, że w ten sposób nie dojedziesz. Możesz usiąść i płakać lub walczyć dalej.
Jeśli jesteś odważnym wojownikiem - gratulacje, jest szansa, że Twoja odwaga doprowadziła Cię pod tablicę odjazdów kolejki nadziemnej, gdzie znalazłeś informację, że możesz jechać pociągiem, odjeżdżającym za 4 minuty. Coraz bliżej celu!
Jeśli poddałeś się na tym etapie - trudno, widocznie nie jesteś godny powrotu do domu.



Sobota, 18.10 

Teoria:
Pociągiem na lotnisko, z lotniska - samolotem do Polski. Banalne.

Praktyka: 
1. Pociąg.
Tu wiele się nie możesz pomylić. Chyba, że nie ogarniesz kierunków i zamiast na lotnisko, pojedziesz do centrum. Zawsze możesz się wracać, ale nie zdążysz na samolot, więc... Przykro mi, game over.

Jeśli wsiądziesz tam, gdzie powinieneś... Jesteś na dobrej drodze.




2. Lotnisko - kontrola. 
Gdy już się zorientujesz, że lecąc z podręcznym nie musisz zdawać walizki głównej (bo jej nie masz), biegnij do kontroli. Po długim oczekiwaniu nadejdzie Twoja kolej. Wyładuj wszystko grzecznie i poprawnie do przewidzianych pudełek, po czym przejdź przez bramki. Łatwe?
Nie, gdzie tam. Bo Twoje buty sprawią, że bramka zapiszczy... Zresztą, masz niedozwoloną pomadkę w kieszeni. Potem - o nie! - okazuje się, iż Twój worek na kosmetyki jest za mało plastikowy i przezroczysty, więc muszą je prześwietlić jeszcze raz. A w bagażu zostały perfumy - ta zniewaga krwi wymaga! I drugie prześwietlanie... Trzecie, czwarte... A i Ciebie ładują do jakiejś machiny, ręce do góry, skanowanie.
Ojej, Pani chyba terrorystką nie jest; więc zapraszam dalej, dziękuję.
Ok, super.



3. Lotnisko - szukanie gate'u. 
Już jesteś po kontroli i myślisz, że świat należy do Ciebie? Gdzie tam. Teraz musisz znaleźć gate - miejsce, z którego wpuszczają do Twojego samolotu.
I to jest ten moment, w którym dowiadujesz się, że na tym lotnisku, w przeciwieństwie do wszystkich znanych Ci dotąd, numer gate'u (bo jest ich sporo, jak i samolotów odlatujących/lądujących) nie jest znany cały czas. Nie, po co. Lepiej wyświetlić go nagle i spowodować wielkie zamieszanie -  walkę o miejsce w kolejce, ludzi, którzy chcą jak najszybciej znaleźć się w samolocie (w uproszczeniu).
I tak, znowu walczysz. Aż w końcu zasiadasz na swoim miejscu w samolocie.



4. Samolot.
No tu już wielkich tragedii nie ma. Ułożysz rzeczy, usiądziesz, posłuchasz szkolenia bezpieczeństwa i... już, lecisz! A jeśli masz dobry wiatr, wylądujesz w Polsce o 30 minut za wcześnie. Hehehe.



I tak to właśnie było. A przynajmniej w moim przypadku. Pierwsza podróż powrotna do Polski na tyle mnie przestraszyła, że stwierdziłam:

NIGDY WIĘCEJ ŻADNYCH PODRÓŻY!

 Zapomniałam tylko o jednym.

Jestem Adą na emigracji. Moje życie to ciągłe podróże.

I tym filozoficznym akcentem, kończę dzisiejszy post.
 Obyście Wy, drodzy czytelnicy, mieli swoje pierwsze próby samotnych podróży zagranicznych bardziej udane, niż ja! Bo chociaż dotarłam do domu i piszę to z Polski, możemy polemizować na temat stylu, w jakim tego dokonałam. :D
Póki co, pisać nie będę, bo mam half-term, ale gdy wyjadę znowu do Anglii...
Spodziewajcie się nowych wpisów!

Pozdrawiam serdecznie, dobrego października i początku listopada!

2 komentarze: