Czym są Domy?
Jeśli oglądaliście lub/i czytaliście "Harry'ego Pottera"...
Jak pewnie pamiętacie, w świetnie ilustrującym to wszystko "Harrym Potterze" były 4 Domy: Gryffindor, Ravenclaw, Slytherin i Hufflepuff. Uczniowie byli przydzielani do jednego z nich na początku nauki w Hogwarcie przez Tiarę Przydziału, analizując dominujące u każdego cechy charakteru. I tak, Gryfoni słynęli z odwagi, Krukoni (ci z Ravenclaw) - z mądrości, Ślizgoni (Slytherin) - z ambicji, Puchoni (Hufflepuff) - z pracowitości.
Każdy Dom miał swoją wydzieloną część zamku, z ukrytym wejściem. Uczniowie w tych Domach mieszkali; we własnym gronie odbywali też lekcje, jedli posiłki, spędzali czas wolny. Poza tym, między Domami w każdym roku szkolnym trwała rywalizacja ogólna o Puchar Domów oraz sportowa - o Puchar Quidditcha.
I to jest ten moment, kiedy zaczynasz, drogi czytelniku sądzić, że Hogwart to nic innego, jak zwyczajna angielska szkoła prywatna z elementami magii.
Bo w mojej angielskiej szkole też są Domy. Wprawdzie są one niezależne od zdolności, cech charakterystycznych, internatu, posiłków czy lekcji, ale jedno jest takie same jak w Hogwarcie: rywalizacja. Zbieramy punkty za zachowanie (dodatnie i ujemne); za zwycięstwa w konkursach typu "House Music" (tu: Dzień Muzyki) czy "Sports Day" (tu: Dzień Sportu). Najlepszy dom wygrywa Puchar Domu. Jasne? Jak słońce!
Jeśli nie oglądaliście ani nie czytaliście "Harry'ego Pottera"...
Wyobraź sobie zbiorowisko. 500 uczniów (tak swoją drogą, rekord w historii szkoły). Nie patrz na ich wiek (10 - 18 lat). Nie patrz na to, czy mieszkają w internacie (80 z nich jest w internacie chociażby od poniedziałku do piątku, z czego jedynie 20 osób stanowi damski internat) czy są w szkole jedynie od 8:45 do 16:40. Nie zastanawiaj się nad tym, z kim jedzą posiłki czy spędzają wolny czas. Nie myśl nad ich podziałem na grupy, w których odbywają lekcje. Nie zwracaj uwagi na cechy charakteru, talenty, zdolności.
Patrz na grupę tych uczniów tak, jak stoją przed Tobą - nieznani ci. Są w liczbie stosunkowo niewielkiej, ale na tyle dużej, że aby coś z nimi zrobić, trzeba ich jakoś podzielić. Żeby zmotywować ich do brania udziału w typowo angielskich konkursach jak "House Music" (tu: Dzień Muzyki") czy "Sports Day" (tu: Dzień Sportu). Żeby mieli ochotę się udzielać, zgłaszać, odrabiać prace domowe, dobrze się zachowywać.
I dlatego właśnie tworzysz Domy.
Bierzesz tych 500 osób i dzielisz na mniej więcej 4 części. Każdej nadajesz inny kolor przewodni - a więc i inne krawaty dla młodszych roczników - i starasz się, aby były sobie równe. A więc, nie ma lepszych Domów czy gorszych - wszystko zależy od uczniów i ich pracy. Zrozumiałe? Mam nadzieję!
Jak działa taki Dom?
Na co dzień pozornie nic się nie dzieje. Uczniowie zbierają punkty - ujemne lub dodatnie - chodzą do szkoły i jakoś tam sobie egzystują.
Ale wtedy nadchodzi jakieś ważne wydarzenie i musisz ich koordynować. Przykładowo, na Dzień Sportu - masz listę kategorii sportowych i musisz znaleźć uczniów chętnych do wzięcia udziału i reprezentowania Domu w każdej z nich.
Na Dzień Muzyki - masz 4 kategorie i musisz mieć przygotowany występ w ramach każdej.
Sam Opiekun Domu (nauczyciel za niego odpowiedzialny) niewiele zdziała, dlatego ma pomocników, tj. Kapitanów Domu. W zależności od swojej woli jest ich 2 - 4.
I, jak pewnie niektórzy pamiętają, wraz z jednym chłopakiem z mojego roku, zostaliśmy Kapitanami Domu pod koniec zeszłego roku, a więc ta cała koordynacja, zarządzanie i organizacja to nasza działka.
Jakie są Domy w mojej angielskiej szkole?
Dokładnie 4:
St. Giles
Nazwa pochodzi od miejsca, w którym powstała ta szkoła, gdyż na początku swojej historii nie znajdowała się tu, gdzie obecnie, tylko w części Norwich, zwanej St. Giles.
Kolorem domu jest szary/srebrny (interpretacja dowolna).
- Beauchamp
Nazwa pochodzi od nazwiska właścicieli terenu i pałacu, w którym obecnie znajduje się szkoła.
Kolorem domu jest niebieski.
- Crome
Nazwa pochodzi od nazwiska malarza Johna Crome.
Kolorem domu jest żółty.
- Mancroft (mój)
Nazwa pochodzi od znanego powszechnie kościoła St Peter Mancroft, znajdującego się w Norwich.
Kolorem domu jest czerwony.
Jak wyglądały przygotowania do House Music (tu: Dnia Muzyki)?
Kategorie w House Music są, jak wspominałam 4: zespół, solista - senior (13 - 18 lat), solista - junior (10 - 12 lat) oraz "House Song" (tu: Hymn Domu).
A więc, najpierw zrobiłam i porozwieszałam plakaty o przesłuchaniach solistów, które zorganizowaliśmy wraz z drugim Kapitanem jeszcze w czerwcu. Potem, spośród chętnych, wybraliśmy 2 solistki - seniorkę grającą na flecie poprzecznym (która 25.09 po raz drugi z rzędu wygrała w tej kategorii) oraz juniorkę, grającą na fortepianie i śpiewającą.
W międzyczasie, drugi Kapitan zgarnął potencjalnych kandydatów do zespołu i ustaliliśmy podczas spotkania z nimi, że nasz występ w tej kategorii będzie czysto instrumentalny - "Cantina" z "Gwiezdnych Wojen". Jeszcze w czerwcu spisali partie, podzielili się nimi (mieliśmy trąbkę, puzon, klarnet, saksofon, perkusję, gitarę elektryczną, ksylofon) i zaczęli przygotowania. Chyba szły im dobrze, bo 25.09 po raz drugi z rzędu nasz Dom, Mancroft, zgarnął pierwszą nagrodę w tej kategorii.
A poza tym, był jeszcze House Song (tu: Hymn Domu), o którym niżej.
...Czyli: jak zostałam dyrygentem?
W czerwcu niewiele zdziałaliśmy pod kątem House Music, więc teraz, od początku roku, trzeba było się spiąć z przygotowaniami. Pokrótce: trzeba było organizować próby i zmuszać uczniów z całego Domu, żeby na nie uczęszczali. Bywało z tym różnie, ale ostatecznie zaczęło nabierać to pewnego kształtu. A ponieważ drugi Kapitan grał na gitarze podkład do tej piosenki, to ja zostałam dyrygentem naszego chórku - Domu.
Ale, jak myślicie, czy ktoś się tym przejął?
Nie, faktycznie nikt.
A na widok mojej przerażonej miny, gdy na jednej z prób Opiekun Domu powiedział, że mam wyjść na środek i dyrygować, oznajmił on tylko: "Nie umiesz dyrygować? Trudno, zawsze można się nauczyć." Co racja, to racja, ale dyrygowanie chórem złożonym ze 120 osób, podzielonych na dwa głosy - żeński i męski - który do tego składa się w większości z dzieciaków znajdujących się tam z przypadku i nieposiadających zbyt wielkiego doświadczenia muzycznego - nie było łatwe. Niemniej jednak, było to zadanie szalenie satysfakcjonujące. Wyobraźcie sobie: stoicie na środku, gapi się na Was ponad setka osób i wszyscy się Was słuchają. Czy to nie jest super? No i to fajne poczucie odpowiedzi
alności pt. "ja się mylę = wszyscy się mylą". TO naprawdę motywowało do tego, żeby dawać z siebie jak najwięcej. A jak już ogarnęłam podstawowe zasady komunikacji z moim chórem (tj. zaczęli ogarniać, o co mi chodzi jak macham rękami w taki sposób czy inny), to wszystko stało się po prostu świetną zabawą.I jak wyglądał House Music?
Rano mieliśmy normalne lekcje - co w moim przypadku i tak było nieco ograniczone, bo to okienko, to lekcja śpiewania i wybieranie piosenek do kolejnego, już 8 Grade - i zleciało pół dnia.
Potem, po lunchu, około 13:30 zgromadziliśmy się w sali gimnastycznej, gdzie już na początku tygodnia została zbudowana scena. Wszyscy siedzieliśmy w podziale na Domy, a na środku, w przerwie między St. Giles i Mancroftem a Beauchamp i Crome, była część dla gości i dyrekcji.
Tu przemowy, tam przemowy i po kolei wszystkie kategorie: zespół, soliści, House Song.
I wiecie co? Po tym, jak stałam na krześle z nutami przed sobą, machając dziko rękami przed tłumem 120 osób, starając się ich zmuszać do głośnego i melodycznego śpiewania wraz z klaskaniem w ustalonych miejscach, a jakieś 500 osób gapiło się na moje plecy, moje życie nie będzie już nigdy takie samo.
Przede wszystkim daleko, że stresowałam się. I to jak. Ale to przed występem. A gdy już doszło, co do czego, to robiłam swoje, skupiłam się na zadaniu i zajmowałam się moim Domem, a nie jakimiś tam ludźmi dookoła. I to było coś.
A gdy odśpiewaliśmy swoje i wystąpił chór nauczycieli, pozostało już tylko czekać na wyniki.
Zwycięzcy?
Zespół - Mancroft. Dzika radość.
Junior - chłopiec o posturze uroczego Kubusia Puchatka, który śpiewał, tańczył i deklamował, dając najlepszy występ takiego dzieciaka, jaki kiedykolwiek w swoim życiu widziałam. I nie tylko ja, zważając na owacje na stojąco i miny ludzi (80% siedziało z rozdziawionymi buziami) podczas jego występu. Jak nie zobaczę go pewnego dnia na jakichś afiszach teatralnych czy z Grammy w dłoni, będę naprawdę zdziwiona. I nieważne, że nie z mojego Domu - ten mały chłopiec był niesamowity.
Senior - Mancroft. Dziksza (?) radość.
House Song - wygrał Dom, którego występu nawet nie pamiętałam. Ale był zaraz po naszym w tej kategorii, więc to chyba dlatego.
No i czas na zwycięzcę wieczoru. Uwaga, uwaga...
MANCROFT!
Dzika, dziksza, najdziksza (?) radość dnia.
Klaszczemy. Skaczemy. Krzyczymy. Ja i drugi Kapitan lecimy odebrać nagrodę. Odbieramy gratulacje od dyrektora i jury.
Puchar House Music podnosimy wysoko do góry, wszyscy klaszczą. Owacje na stojąco. Ludzie gratulują, przybijają piątki.
Organizatorzy coś tam jeszcze gadają, więc siedzę z Pucharem w dłoniach kolejne 10 minut. Niestety, nie można go zabrać - to Puchar, który jest w tej szkole od lat. Ale tytuł zwycięzcy należy się mojemu Domowi i to jest piękne. A mnie, jako jego lidera - Kapitana - rozpiera duma. Bo miałam na to wpływ i może nawet wygramy Puchar Domu po całorocznej pracy w czerwcu.
Czas pokaże. Ale póki co, przyznam Wam jedno: Domy to naprawdę coś fajnego.
Pozdrawiam w radości zwycięstwa i do wkrótce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz