Ponieważ mój rocznik jest już w trakcie matur, a dla następnych rzeszy absolwentów szkół średnich te egzaminy to wciąż bardziej lub mniej odległa przyszłość, pozwoliłam sobie ponownie poruszyć temat A-levels, czyli tej niby-matury w Anglii i tego, jak wyglądają moje przygotowania do niej.
O co chodzi z tymi A-levels?
Jak wspominałam dotychczas:
- A-levels to egzaminy podobne do matury, które zdaje się na koniec szkoły średniej.
- Wyniki z nich podaje się przy rekrutacji na studia.
- Możliwe do uzyskania oceny to: A* (nie ma na AS), A, B, C, D, E i U.
- W jednym roku zdaje się AS, czyli jakby maturę podstawową, a w drugim - A2, czyli rozszerzenie.
- Nie ma obowiązkowych przedmiotów; każdy zdaje, co chce i są to zazwyczaj 3-4 przedmioty, dobrane pod kierunek, na który się chce iść na studia.
- Egzaminy można pisać na laptopie (ja piszę tak wszystkie oprócz matmy i polskiego [brak polskich znaków]).
- Obcokrajowcy przebywający w Anglii mniej niż 2 lata do tej pory mogli mieć też wydłużony o 25% czas pisania egzaminów (mnie to jeszcze obowiązuje, ale następnych roczników już nie).
Ile jest egzaminów?
Egzaminów jest sporo.
Ja, robiąc matematykę, język polski, historię i Business Studies, mam w tym roku 9 egzaminów (w
zeszłym - 12), bo, jak już wspominałam, każdy przedmiot podzielony jest na kilka różnych zagadnień, nad którymi się pracuje.
Przykładowo, z matematyki
mamy 3 podręczniki (Mechanika 1, Core 3 i Core 4) = 3 egzaminy.
W zeszłym roku wspominałam też, że pisząc egzaminy czy przygotowując się do nich, łatwo można
przesadzić.
Ze wszystkim.
Można robić za mało albo za dużo. Za mało spać albo za dużo. Za mało jeść albo za dużo. No, ogólnie, wiecie o co chodzi. Łatwo jest popaść w przesadę.
Można też załamać się ogromem materiału, jaki ma się do ogarnięcia w dość krótkim okresie czasu.
Tak więc, jeśli po lekturze mojego zeszłorocznego postu:
"7 oznak, że jesteś wyczerpany i coś Cię zajmuje za bardzo", zdałeś sobie sprawę, drogi Czytelniku, że się tak jest w Twoim przypadku lub po prostu szukasz inspiracji, co do organizacji swojego życia w czasie egzaminów czy innego nawału roboty, czytaj nad wyraz uważnie. Bo tak o to, dzielę się z Tobą swoimi strategiami przetrwania.
[UWAGA: Nie wiem na ile to adekwatne w kwestii matury, bo w życiu nie pisałam egzaminów z tak dużej partii materiału (nie, gimnazjalnego nie liczę, bo tam wystarczyło tylko przejrzeć repetytoria - i to tylko ze ścisłych, w moim przypadku), ale może też się komuś moje doświadczenie z AS roku zeszłego i A2 roku bieżącego na coś przyda. ;)].
Jak przetrwać czas przygotowań do egzaminów?
1) Nastaw się pozytywnie!
Pozytywne podejście do klucz do sukcesu. Zwłaszcza, kiedy praktycznie wszystko zależy od Ciebie. I tu zacytuję
siebie sprzed roku:
No i załamywać się każdą kwestią, byle egzaminem? Istotne mniej lub bardziej, ale gdyby nasze mózgi były zaprogramowane na samodestrukcję "bo stres", chyba wszyscy byśmy padali w okolicach testu na koniec trzeciej klasy podstawówki albo pasowania na radosnego przedszkolaka.
[Choć], z drugiej strony, nie olewajmy roboty. Przykładowo, te nieszczęsne egzaminy. Ok, jest dużo fajniejszych rzeczy do zrobienia, ale skoro już się człowiek czegoś uczył, siedział jakiś czas w szkole i się chcąc nie chcąc przygotowywał do konfrontacji z komisją egzaminacyjną, a do tego rezultaty mają wpływ na to, jak będzie wyglądał chociażby skrawek przyszłości, warto choćby otworzyć tę książkę, poczytać i... Po prostu dać z siebie wszystko. Nie ma sensu marnować tych wszystkich godzin, jakie już się w tej szkole spędziło, nie wykorzystując tej nabytej wiedzy na ile tylko można najlepiej, chociażby z szacunku do siebie i własnego czasu. Przesiedziałeś, coś tam zapamiętałeś. Wykorzystaj to!
2) Oceń, ile masz do zrobienia i ile czasu zamierzasz na to przeznaczyć
To jest bardzo, bardzo istotne.
Jako że, osobiście, nie znoszę nie mieć ogólnego planu, co i kiedy mam mniej więcej zrobić, od tego właśnie zaczęłam swoje przygotowania.
Pewnego pięknego dnia usiadłam i, na podstawie swojego planu egzaminów, policzyłam ile tygodni zostało mi do każdego z nich. Ponieważ uważam arkusze z dawnych lat za podstawę przygotowań (patrz: punkt 5), następnie znalazłam wszystkie, jakie tylko były dostępne i policzyłam, ile z nich muszę wykonać na tydzień, żeby do egzaminów przerobić wszystkie.