sobota, 31 stycznia 2015

Porozmawiajmy o "emigracji"... Wywiad z Zosią

Moi zaczęli ferie, a ja spędzam czas z Napoleonem. Życie nie jest sprawiedliwe. 
Po tygodniu spędzonym na esejach, walce z angielską poezją (chyba poświęcę jej cały, oddzielny post, coś przedziwnego) i oczekiwaniu na paczkę z Polski, są postępy! Poezja i eseje nadal straszne, ale za to przyszła paczka. ^^ 
Tak więc, okna już ocieplone, szafka z jedzeniem znowu pełna, a ja mam czym pisać i w czym chodzić. Pozytywnie. :)



A dziś przedstawiam pierwszy wywiad. Rozmowa z Zosią Mikońską, która od poniedziałku do piątku mieszka w internacie gdyńskiego liceum. Zapraszam. :D 


Dlaczego zdecydowałaś się na życie w internacie i wyjazd z rodzinnej miejscowości?

Była to właściwie jedyna opcja, jaka wchodziła w grę przy wyjeździe do oddalonej od domu szkoły. Rodzice stwierdzili, że jest to bezpieczniejsze i bardziej praktyczne od stancji, a mi bardzo zależało na nauce we właśnie tej szkole, dlatego też postanowiłam "zaryzykować", chociaż przyznaję, że to właśnie kwestia internatu martwiła mnie najbardziej w związku z wyjazdem.


Dlaczego to martwiło Cię najbardziej?

W dzieciństwie byłam bardzo przywiązana do rodziców, do 11. roku życia nocowania u koleżanek czy kolonie nie wchodziły w grę, bo od razu płakałam za mamą. Mimo że ten okres mam już na szczęście za sobą, bardzo lubię mój dom. Nie jestem chyba typową domatorką, bo uwielbiam podróże, jednak perspektywa czytania książki we własnym pokoju często jest dla mnie bardziej atrakcyjna, niż wyjście na imprezę czy jakieś spotkanie. Bałam się, że ciężko będzie mi się od tego odzwyczaić, że po pewnym czasie będę się czuła jak gość we własnym domu, a także, że w internacie nie będę miała możliwości spędzania paru chwil w samotności, gdy nadejdzie taka potrzeba. Poza tym,  życie w internacie to w pewnym sensie wyprowadzka z domu, a perspektywa opuszczenia domu rodzinnego w wieku 16 lat nieco mnie przerażała.

Jak w takim razie wspominasz swoje przygotowania, nastawienie przed wyjazdem?

Pamiętam, że nie miałam zbyt wiele czasu na rozmyślania i przygotowania, bo do domu wróciłam z wakacji dopiero trzy dni przed rozpoczęciem roku. Element przygotowań, który najbardziej zapadł mi w pamięć, to mnóstwo prania i prasowania.
Mimo że z natury jestem optymistką, rodzinne miasto opuszczałam z melancholią, mając w głowie z jednej strony wspomnienia pożegnań z rodziną i przyjaciółmi, z drugiej- obawy dotyczące szkoły i internatu. Najbardziej nurtującym mnie problemem były współlokatorki; miałam nadzieję, że trafię na kogoś sympatycznego, z kim szybko się zakoleguję, bo nie znałam absolutnie nikogo z nowej szkoły.

A jak minęły Twoje pierwsze dni w internacie?

Były dla mnie zaskakująco miłe. Spodziewałam się kilku trudnych wieczorów czy nocnego popłakiwania w poduszkę, jednak było wręcz przeciwnie - wesoło. Nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że na samym początku zostałam tymczasowo przydzielona do wieloosobowego pokoju z siedmioma innymi dziewczynami i że większość z nich okazała się być bardzo miła. Są one teraz jednymi z moich najlepszych szkolnych koleżanek. Już pierwszego wieczoru rozmawiałyśmy do późna, opowiadając o tym, jak trafiłyśmy do właśnie tej szkoły, a kilka kolejnych wieczorów, kiedy nauka jeszcze się nie rozpoczęła poświęcałyśmy na liczne wycieczki po okolicy.


A’propos, czy łatwo było Ci się odnaleźć w innym mieście? Zdarzało Ci się gubić lub mylić drogę?

Gdynia nie jest mi całkiem obcym miastem, jednak wcale nie znałam części miasta, w której leży moja szkoła. Mój obecny internat jest połączony ze szkołą, więc odnalezienie drogi nie jest zbyt dużym problemem, jednak gdy na początku roku, gdy mieszkałam w internacie o kilometr oddalonym od szkoły, zdarzało mi się zabłądzić, jeśli wracałam sama po lekcjach. Nadal nie uważam się za ekspertkę w dziedzinie poruszania się po Gdyni, jednak potrafię trafić w potrzebne mi miejsca. Myślę, że całkowite "ogarnięcie" okolicy zajęło mi około miesiąca.

Czy udaje Ci się w internacie bez problemu ogarnąć naukę?

Cóż, pięcioosobowy pokój na pewno nie jest najlepszym miejscem do nauki, jednak pomagają mi słuchawki  na uszach. Poza tym internat umożliwia uczniom naukę w salach szkolnych po godzinach lekcyjnych, dlatego na pewno jest możliwe znalezienie spokojnego miejsca na naukę przed ważniejszym sprawdzianem.

Wiele osób niepokoi się, że mieszkając w internacie czy akademiku nie można liczyć na chwilę samotności. Jak to wygląda u Ciebie?

Z tym może być trochę gorzej. Jednak, jeżeli potrzebuję chwili samotności, wybieram się na spacer. Jeśli nawet nie na zewnątrz, to po pustych szkolnych korytarzach.


A właśnie, jak Twoje kontakty ze znajomymi z poprzedniej szkoły czy okolicy, w której mieszkasz? Często się widzicie, macie okazję spotkania?  Dużo zmieniło to, że chodzisz do szkoły w Gdyni?

Jeśli chodzi o kwestię znajomych, uważam, że wyjazd do Gdyni był świetną okazją do "przesortowania znajomości". Nie chcę, żeby brzmiało to tak, jakbym traktowała ludzi przedmiotowo, jednak zobaczyłam na kim mi najbardziej zależy i komu najbardziej zależy na mnie. Poza tym, wbrew moim wcześniejszym obawom, przyjaźnie się nie zerwały, przynajmniej te prawdziwe. Nawet jeśli nie widzę jednego z moich przyjaciół przez dłuższy czas, rozmawiamy tak, jak gdyby nic się nie zmieniło. Natomiast to, że niektóre kontakty same się zerwały, jest dla mnie znakiem, że nie warto byłoby je utrzymywać. Jak do tej pory wracałam do domu prawie co tydzień i prawie za każdym razem spotykałam się ze znajomymi, choć jest to ogromna różnica w porównaniu z wieloma latami niemal codziennych spotkać. Nie sądzę jednak, żeby miało to znaczący wpływ na nasze relacje, zwłaszcza, że w dzisiejszych czasach wcale nie trzeba się spotkać, żeby porozmawiać. 


Święte słowa. A jeśli chodzi o naukę, czy było tak, że pewnych rzeczy w Twoim gimnazjum nie było, a inni je mieli? Czy w ogóle pod kątem naukowym odczułaś, że chodzisz do takiej szkoły, a nie innej?

Czasem zdarza się, że czegoś nie miałam wcześniej, ale nie są to jakieś bardzo duże zagadnienia, raczej mniejsze sprawy. Poziom szkoły odczuwam, ale nie tyle w sensie tego, że mam zaległości i jakiś ogromny brak wiedzy po gimnazjum, ale bardziej ze względu na to, że czuję, że dużo się ode mnie wymaga, ale mam też dużo możliwości. Myślę, że na początku nauczyciele starają się raczej powtórzyć wiadomości z gimnazjum, żeby wyrównać poziom klasy i dopiero pracować dalej. Na początku najbardziej obawiałam się polskiego, bo mimo że jestem raczej humanistką, to co mieliśmy jako interpretację wiersza w gimnazjum, a to co na początku roku pokazała nam nasza pani polonistka, to dwa różne światy. Jednak po kilku próbach zrozumiałam, o co chodzi i o dziwo pokochałam interpretacje, za którymi wcześniej niezbyt przepadałam.

Czyli, ogólnie, jesteś zadowolona z tego, że pokonałaś swoje obawy i opuściłaś rodzinny dom, mając zaledwie 16 lat?

Bardzo, naprawdę bardzo. Myślę, że wybór tej szkoły był jedną z najlepszych decyzji w moim życiu, a do mieszkania w internacie da się przyzwyczaić, a nawet je polubić.

Dziękuję pięknie za rozmowę! 


Tak o to, kończę pierwszy post poświęcony wywiadowi. :) 
Wkrótce podsumowanie stycznia i postanowienia na luty; kolejnych chętnych do wywiadu zapraszam do kontaktu. Osoby, które już się odezwały: lada dzień ustalimy szczegóły. 
Lecę robić listę rzeczy do zabrania do domu, więc do wkrótce! 
Pozdrawiam wciąż-z-Anglii

20 komentarzy:

  1. Interesujący wywiad, jestem też ciekawa, jak daleko do Gdyni ma Zosia. Czy całą Polskę, pół czy jedną trzecią?

    Jeszcze, Ado, jeśli kiedyś będziesz chciała, możesz zrobić wywiad z np. koleżanką Chinką, jeśli takie się uczą w Twojej szkole lub z kimś innym, kto przybył tam z daleka, z zupełnie innego świata. :)

    Wszystkiego wspaniałego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pomysł, myślę, że faktycznie spróbuję z kimś takim porozmawiać! :)

      Jeśli chodzi o Zosię, to nie aż tak daleko, bo szacowałabym mniej więcej 1/6 - 1/7 Polski. :)

      Usuń
  2. O kurczę, wywiad ze mną, poczułam się kimś ;) Jeśli chodzi o odległość, to 120 km, czyli nie najgorzej, aczkolwiek dwie godziny w pociągu i tak są nieco uciążliwe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tyle do miasta, gdzie znajduje się parę liceów, o których myślałam. Tak więc, wiem o czym mowa. :)

      Usuń
  3. Ado, czemu Cię tu tak mało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polska + mocki nadciągają. ;)
      Po halftermie wracamy do rytmu. :D

      Usuń
    2. A czy mogłabyś jeden z najbliższych wpisów poświęcić angielskiemu na A-level? Wspominałaś chyba kiedyś, że jest ciężko, bo trzeba konkurować z nativeami. Na jakim wypada być poziomie, aby sobie radzić? (B2?). Jak wyglądają lekcje? (lepiej niż u nas polak?;)
      A angielski dla obcokrajowców odpuściłaś całkiem? Nie warto?

      Usuń
    3. Poświęcę na opis przedmiotów post za dwa - trzy tygodnie. :) Jeśli pilnie potrzeba informacji, zapraszam do kontaktu na maila lub gg, podane w zakładce "Kontakt". :)
      Myślę, że to, niestety, za mało. Sama rok temu byłam na poziomie C1 i mimo wszystko, pewne niuanse językowe nie są mi znane. Tekst zrozumiesz bez problemu i z B2, coś tam sklecisz i z B1, ale chodzi o bogactwo i o płynność, jakiej nabywanie trwa lata i niestety, trzeba być native-speakerem, żeby mieć otwartą drogę do tych najwyższych ocen, bez względu na to, co ma się w głowie i jak dobrze rozumie się tekst. :/
      Lekcje są inne, bo masz dwie książki, które omawiasz cały rok + kilka wierszy. No i dwa dramaty, z których piszesz coursework, czyli jakby esej naukowy z analizą tekstu na wybrany temat. Mimo że jest mało utworów, omawia się je bardzo dokładnie i chodzi przede wszystkim o to "jak autor opowiedział historię", czyli o formę, a nie o treść. ;) Jest więcej dyskusji, ale i skupienia, niż w Polsce ze względu na małą liczbę osób. Ogólnie, ciekawie, ale trudno porównać, bo na czym innym się skupiają w tym systemie. ;) W każdym razie, literatura jest interesującym przedmiotem, ale bywa frustrująca ze względów językowych, gdy nie jest się native-speakerem.
      Angielski dla obcokrajowców jest w tej szkole tylko dla osób, które wypadną słabo w teście początkowym. Obejmuje on rozmowę, pisanie eseju i gramatykę. Jeśli się go zawali, ma się obowiązkowe lekcje z języka. Jeżeli nie, nie masz obowiązku uczęszczania; jedynie na drugim roku możesz sobie pochodzić na kilka zajęć dodatkowych, żeby przygotować się do podejścia do egzaminów na certyfikat IELTS, który jest wymagany przez brytyjskie uniwersytety. ;) Ogólnie, myślę, że może to być pomocne, ale tylko jeśli słabo znasz angielski, bo generalnie cały czas zdobywasz wiedzę i rozwijasz się pod kątem mówienia/czytania/pisania/ogólnego rozumienia. ;)
      Tak więc, ja nie uczęszczam, bo nie mam potrzeby, ale za rok może się wybiorę kilka razy, żeby poćwiczyć testy IELTS z poprzednich lat. :)

      Usuń
    4. O, nie wiedziałam, że tak szybko odpowiesz, dzięki! Pośpiechu nie ma, bo i ostatecznych decyzji komisji brak:( Więc szkoda głowy na priva zawracać, ale a nuż przyjdzie i na to pora ...:). Na blogu przynajmniej więcej zainteresowanych poczyta, nawet gimnazjaliści.

      >Poświęcę na opis przedmiotów post za dwa - trzy tygodnie
      Fajnie, trzymam za słowo:)

      >Lekcje są inne, bo masz dwie książki, które omawiasz cały rok + kilka wierszy
      No właśnie, tak mi się coś o uszy obiło i zdziwiłam się. A pomysł na English Lit to właśnie bardziej w celu doskonalenia języka i wyczulenia na niuanse językowe niż z wielkiego zamiłowania akurat do literatury angielskiej.
      Myślałam że ten ESL jest na każdym poziomie, nawet C2, jeśli potrzeba, bo rzeczywiście analiza dzieł literackich z Anglikami, gdy do biegłości daleko, może zdołować, tym bardziej że przedmiot wybierają zainteresowani i dobrzy w nim uczniowie:( Czujesz przynajmniej, że się językowo porządnie rozwijasz? Bo u nas na polskim, to różnie bywa ...;). Jakie macie w tym roku lektury?

      A ile osób jest mniej więcej na 12 roku?

      Usuń
    5. Zaglądam tu codziennie, a jak już komuś odpowiem, to i potem parę razy, żeby sprawdzić, czy czegoś nowego nie ma, więc wiesz. :D
      W porządku, jak coś, to zapraszam. :)
      Ja wzięłam, bo kocham pisać i czytać, ale nie był to mój plan A. Chciałam brać psychologię i ekonomię, zamiast biznesu i literatury, ale niestety nie było takiej możliwości wyboru ze względu na to, że jest tabelka i możesz z jednego bloku wybrać 1 przedmiot, a one były w tych samych kolumnach. :/ Tak więc, wybrałam mniejsze zło, które mogło mnie potencjalnie zainteresować. :) Rozwijam się na pewno, bo uczę się pisać eseje bogate pod kątem językowym, dobrze muszę nad tym przysiąść. :) No i poznaję dużo dziwnych słówek, więcej czytam po angielsku... Same zalety. :D Choc, jak mówiłam, i frustracji sporo.
      Te dwie książki to: "Wielki Gatsby" i "Nieskończona miłość" (ang. 'Enduring Love'). Dramaty: "Wiele hałasu o nic" Szekspira i "Jumpers" Stopparda. Wiersze poetów z XIX/XX wieku: Frost, Browning, Rosetti. ;)
      Mniej więcej 60, bo to mała szkoła. Ale na zajęciach max. 12 i to na popularnych przedmiotach. Ogólnie, po 6-8, choć bywa i 1,2,3 osoby. :D

      Usuń
    6. >jest tabelka i możesz z jednego bloku wybrać 1 przedmiot
      Bo i szkoły działają z zaskoczenia; marketing piękny , a potem ...Nie no, trochę żartuję, nie ma co narzekać, ale powinni jednak od razu te tabelki pokazywać na stronie, coby późniejszej frustracji nie było (tylko raz natknęłam się na takie zestawienie, nieciekawie wyglądało z mojego punktu widzenia).

      Gratuluję odwagi. Po takim treningu na Engl, to na II st filologii angielskiej w ciemno;) A na Szekspira w oryginale to wszyscy narzekają... Najwyżej w przyszłym roku odpuścisz, trzymam jednak kciuki ! No i cierpliwość w każdym fachu się przyda, a tu trening w pakiecie masz gratis:))).

      To czekam grzecznie na kolejne posty!

      Usuń
    7. Najgorsze, że oni co roku dają inną i o ile mój kolega również stypendysta, który jest rok wyżej, mógł wybrać np. ekonomię, to u mnie już z historią się gryzła. :/ No nic, może i dobrze na tym wyjdę, zobaczymy. :D
      Hahaha. :D Dziękuję, przyda się, przyda. :) Szekspir nie taki zły, Stoppard jest bardziej zagmatwany. ;) Cóż, zobaczymy, jak to będzie. :)
      Powodzenia!

      Usuń
  4. A tak z innej beczki, ile kosztują dojazdy? Mam tu na myśli najtańszy lot i transport w Anglii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja latam RyanAirem z Modlina i wychodzi tanio - jak wcześnie zarezerwujesz to 85 - 148zł za przelot w jedną stronę. Chyba, że jakaś bardzo uczęszczana data, to wtedy stosunkowo drożej (np. po świętach). Ale ogólnie loty są tańsze, niż reszta dojazdów.
      Jeśli chodzi o autobus/pociąg, to zależy dokąd, o której i jak długa trasa, więc trudno powiedzieć. :/

      Usuń
  5. Zanim odpowiedziałaś, wrzuciłam w wyszukiwarkę i zobaczyłam ogrooomną rozbieżność cenową, miedzy innymi taką ofertę jak podajesz. Nie chciało mi się już czytać i wnikać w szczegóły, ale wydawało mi się, że z tym RA to jakaś mina (tzn np duże dopłaty dodatkowe), a tymczasem widzę, że potwierdzasz te niskie ceny.
    A tak na swoim przykładzie możesz podać koszty transportu na terenie WB?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwestia jest następująca: płacisz za duży bagaż. Jeśli latasz z normalnym, wymiarowym bagażem dopłacasz 50 funtów/euro. Ja latam tylko z podręcznym, więc potwierdzam te niższe ceny. :)
      Autobus do Norwich z lotniska - 25 - 28 funtów. Autobus z Norwich do pobliskiej wsi - 2 funty.
      Jak chcesz taxi, to 30 funtów.
      Jak jeżdżę przez Londyn, to pociąg Norwich - Londyn to 9 funtów i Londyn - lotnisko jakieś 8 + autobus 1,5.

      Usuń
    2. Thks! He, he, jaka szkoda, że ze szkoły do Londynu nie latają samoloty, wyszłoby taniej;)))

      Usuń
    3. Właściwie latają do sąsiedniej miejscowości, ale jest przesiadka w Holandii czy gdzieś tam, chyba 5h oczekiwania i bilet za około 1000 zł. ;)

      Usuń
  6. Może się przydać
    https://ebookpoint.pl/ksiazki/jak-przygotowac-sie-do-egzaminu-ielts-poradnik-studenta-dla-studenta-justyna-tarnowska,s_005r.htm

    OdpowiedzUsuń